Niestety zatrucie mojego organizmu rozwijało się z dnia na dzień i na moje nieszczęście dawało się coraz bardziej we znaki z każdą godziną trekkingu do Zaginionego Miasta.
Strułam się po raz kolejny… O ile przez wcześniejsze dni brzuch tylko lekko pobolewał, tak z każdą chwilą ból narastał aż kończyło się na uśmierzaniu go niezawodnymi lekami rozkurczowymi. Do tego doszło parę innych żołądkowych rewelacji. Wertowałam w głowie minione dni, by zlokalizować powód bólu.
Dni mijały powoli, gorąco i leniwie. Popadliśmy w pewnego rodzaju uroczy marazm, podczas którego czas jakby się zatrzymał, monotonnie wykonywaliśmy te samo czynności, choć świadomie i w pełnej błogości.
Podróż autobusem w kierunku Morza Karaibskiego trwała w nieskończoność...
W drodze do Medellin mijamy słynną "zona cafetera" – jedziemy wzdłuż tzw. “stref kawowych”. Wielkie połacie drzewek kawowych porastały tu każdy skrawek wzgórza. Było bujnie, zielono, magicznie.
Cali stanowić miało dla nas dłuższy przystanek. Trzeba nam było odpocząć w końcu od tego przemieszczania się, ciągłej parodniowej podróży. Warto było zatem znaleźć jakieś ciekawe atrakcje w tym miejscu.