Planowanie letniego urlopu w naszym przypadku odbywało się niemalże w ostatniej chwili. Nowe wyzwania zawodowe oraz pierwsze lato, kiedy Julek przestawał być traktowany na zasadach szkolnych zyskując prawo do 2-miesięcznych wakacji nie szły ze sobą w parze. Najzwyklej w świecie, nam jako rodzicom, brakowało babci na wsi, która przyjęłaby wnuka z otwartymi ramionami i w sielskich warunkach zaoferowała zorganizowany wolny czas. Żadne z naszych rodziców nie było jeszcze w tym spokojnym, pełnym lenistwa okresie, zwanym emeryturą. Kombinowanie rozpoczęło się od zdobywania miejsca na liście dyżurów szkolnych w pobliskich szkołach a potem określeniem czasu, w którym - czy się wali czy pali - musimy zorganizować dziecku wakacje.
ORGANIZACJA WAKACJI W POLSCE
Pierwszy raz w życiu, musieliśmy podzielić się urlopem, spędzając tydzień w komplecie i po dodatkowym tygodniu oddzielnie z samym Julkiem. Wiadomym było, że celem musi być Polska, muszą to być nowe miejsca pełne atrakcji dla nas samych jak i dziecka. Jedynym problemem w tym czasie, zdawała się być pogoda, która nijak nie przypominała tej wakacyjnej, dusznej, gorącej, pełnej słońca aury.
Przez głowę przeleciała mi myśl, że jakiś czas temu będąc na wyjeździe służbowym w innej lokalizacji mojego biura (w Białymstoku), otrzymałam od koleżanki z pracy parę konspektów turystycznych o regionie podlaskim. Kompletnie nie brałam wtedy tych rejonów pod uwagę. Podlasie kojarzyło mi się tylko z Białymstokiem i mimo miłego odbioru tego miasta, nie wyobrażałam sobie wakacji bez wody czy gór w tle. Nie spodziewałam się, że odkryję tam coś, o czym niektórzy wiedzieli już od dawna, a ci którzy spróbowali co roku wracali w to miejsce, by raz jeszcze poczuć "polską Amazonkę" na własnej skórze. Gdy zaprezentowałam Lisowi mój wynalazek, nawet nie chciał słyszeć o tym, że miałoby go tam nie być.
PODLASKIE LATO
I tym sposobem trafiliśmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego, na spływ tratwą po rzece. Ale to nie był zwykły spływ, to nie była zwykła rzeka, a nasze dziecko - mimo z natury nieustającego dziecięcego pobudzenia - miało szansę bez żadnych innych poza naturą bodźcami, spędzić bardzo ciepły, pełen rozmów, śmiechów i ogromnej samodzielności czas z rodzicami. Kiedy miał chęć, wchodził na dach tratwy popatrzeć na zakręty Biebrzy z lotu ptaka. Gdy się nudził - czytał książkę (swoją pierwszą w życiu samodzielnie przeczytaną), grał w karty, zasypiał w jednej z sypialni, obserwował ptaki, karmił rybki, próbował wiosłować.
Kolejne 10 dni poświęciliśmy na bardzo aktywne zwiedzanie regionu, korzystanie z mnóstwa atrakcji, otwartości mieszkańców Podlasia, przepysznej ziemniaczanej kuchni (dawno nie zjadłam tylu ziemniaków:), z największą radością gubiąc się w jakby zapomnianych małych wioskach, wśród pracujących od świtu do nocy traktorów i kombajnów, wdychając zapach pokrzyw, ściętego zboża, za każdym razem z zachwytem obserwując boćki latające tuż nad naszymi głowami lub tłumnie oblegającymi rozległe niezabudowane pola.
ATRAKCJE PODLASIA
Augustów odkrywaliśmy z każdej strony, podziwiając spokojne majestatyczne jeziora, odbywając rejs z pokonywaniem jednej ze śluz Kanału Augustowskiego, spacerując zielonym deptakiem wzdłuż rzeki Netta, spędzając czas na miejskiej plaży, koło ciekawych atrakcji dla dzieci.
W bardzo sympatycznej i rodzinnej agroturystyce w Sztabinie planowaliśmy na każdy dzień nowe krajoznawcze podboje, przegadując je z panią Jadzią, prowadzącą punkt informacyjny oraz zarządzającą biznesem tratwowym. I tak poszukiwaliśmy kładek rozrzuconych po bagiennych terenach BPN wyszukując tych najciekawszych, czasem może trudniejszych do zdobycia, zmagając się z problemem odnalezienia ich, rojem komarów w obszarach leśnych, a nawet pokonując swoje słabości (długa trasa rowerowo-piesza w jednym z najstarszych borów Europy), zmęczenie oraz brak wiary w ich zdobycie:).
Dotarliśmy nad Wigry odwiedzając nowoczesne, interaktywne muzeum dla dzieci, prezentujące swoją przyrodniczą kolekcję w sposób niesamowicie intrygujący dla najmłodszych. Spróbowaliśmy pyzy z mięsem w restauracji Klasztoru Kamedułów, obserwując Wigry z wieży obiektu zjawiskowo usytuowanego na wzgórzu i otoczonego wysokim murem. Wieczór w okolicy musiał zakończyć się przygodą w najstarszej w Polsce kolejce wąskotorowej.
JEZIORA, ŁĄKI, BAGNA, BORY
Aktywnego tygodnia na Podlasiu tak bardzo pozazdrościł nam na nowo Krzysiek, że postanowił dojechać na końcówkę przedłużonego sierpniowego weekendu. Tym razem kończąc przygodę z Biebrzańskim Parkiem Narodowym, odwiedzając kolejną kładkę wśród bagien w Osowcu oraz sławetną Twierdzę o tej samej nazwie, zmierzaliśmy w kierunku Narwiańskiego Parku Narodowego.
Tu czekała nas kontynuacja błogich podlaskich krajobrazów, kolejne kładki na bagnach oraz jedna niemalże 2-kilometrowa łącząca dwie wioski położone po dwóch jej brzegach. Ruchome kładki, spływy kajakiem, bądź popularną w regionie łódką pychówką, ospały Tykocin, w którym nakręcono urywki "U Pana Boga za piecem" a który może poszczycić się odrestaurowanym zamkiem zburzonym w okresie I w. św., pyszną podlaską kuchnią z żydowskimi naleciałościami oraz zachowaną architekturą starodawnych, wiejskich chat. W Pentowie poznaliśmy Europejską Wioskę Bociana a w Choroszczy niespodziewanie dołączyliśmy do corocznego jarmarku dominikańskiego.
GDZIE ZNALEŹĆ PORADY
Jak zorganizować spływ tratwą po Biebrzy, jakie napotkać nas mogą problemy? Jak odnaleźć kładki porozrzucane na bagnach parku i w jaki sposób można je zeksplorować? Jakie atrakcje zapewni nam i najmłodszym Augustów a co oferują regiony Wigier? Czy spływ kajakiem wzdłuż Narwii tyczy się tylko zagorzałych sportowców, czy też rzeka jest łaskawa również dla rodzin z dziećmi? Jakie noclegi wybierać? Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi w kolejnych artykułach. Nie podlega jednak wątpliwości, że w Podlasiu można się zakochać i mam nadzieję, że galeria zdjęć, które Wam zaprezentujemy jedynie tą tezę potwierdzi.
Fot. Podlasie 2017.