BARICHARA - NAJPIĘKNIEJSZE MIASTO KOLUMBII

Naszą podróż ku Karaibom dzielimy na etapy. Skoro drogi nie ułatwiają szybkich przejazdów, korzystamy na urokach miast kolonialnych Kolumbii.

O ile wśród backpackerów ciekawsza może okazać się, i bliższa głównej drogi, kolebka sportów ekstremalnych - San Gil - tak urodą nie zbliża się do magicznej Barichary. 

O BARICHARA

To kolonialne miasteczko regionu Santander, niegdyś zamieszkałe przez rdzennych mieszkańców Kolumbii - Guanes - obecnie stanowi idealne miejsce na romantyczny weekend lub po prostu miejsce relaksu i odpoczynku (to właśnie znaczy słowo "barachalá" w języku Guanes = miejsce odpoczynku). Miasto jest częścią kolumbijskiej sieci miast dziedzictwa kulturowego (od 1978 r.), a także dziedzictwa UNESCO. Wąskie, kamieniste uliczki, typowe dla czasów kolonialnych budowle o niskiej zabudowie i z kolorowymi drewnianymi balkonami (jakich nie widzieliśmy nigdzie indziej), wnętrza domostw nadal pełne drewnianych (jakby stuletnich) rzeźbionych mebli i kolorowe artystyczne wyroby widoczne z każdego zakamarku (poncha, torby, bransoletki, wystrój do mieszkań). Plac Główny, tuż przy Parku Principal (pełnym wysokich palm i fontanną), w otoczeniu kawiarni, restauracji, artystycznych sklepików, dumnie stoi kościół katolicki “Templo Parroquial de la Inmaculada Concepción”, którego kopuła - widoczna najlepiej z górnych części miasta - stanowi najpopularniejszy obiekt ujęć fotograficznych wszystkich, którzy mieli szansę odwiedzić Baricharę. Ona również stanowi idealny punkt odniesienia, gdy próbujemy odnaleźć główną część miasta.  

CO ROBIĆ W BARICHARA?

1. ZWIEDZANIE MIASTA

to oczywiście naturalne i już pierwszą sposobność będziecie mieli podczas poszukiwania noclegu (jeśli zdecydujecie się na to spontanicznie). Noclegów jest tu pod dostatkiem, zatem pozostaje tylko przeliczy swój budżet i poszukać czegoś na własną kieszeń. Już po chwili zorientujecie się, że sam spacer po kolonialnej Baricharze (a szczególnie w upale, który mieliśmy szansę zaznać), potrafi dać w kość, gdyż stricte centrum leży jakby w niecce i z każdej strony otaczają nas wzniesienia. Po ulicach również drepcze się a to w górę, zaraz w dół. Poza Placem Principal, tuż na szczycie miasta, znajduje się placyk z kaplicą Św. Barbary, przeogromnie wysokim  drzewem i posągiem dwóch mułów. Za dnia można tu wypić kawę z ekspresu lub przelewową, kupić ręcznie wykonaną biżuterię, napić się czegoś chłodnego. Obok znajdziemy też park miejski, z amfiteatrem, ogrodem z widokiem na Kanion Sanchez oraz przylegający obok i za kaplicą basen miejski.   

2. ROMANTYCZNY NOCLEG

weekendowy, spokojny rodzinny bądź po prostu piękny, artystyczny w grupie znajomych. Barichara to miejsce chill-outu i podziwiania jego piękna. Nie bez powodu kręcono tu filmy kolumbijskie. 

A sam nocleg potrafi być również nie lada atrakcją. Gdy przybywasz do miasta po raz pierwszy nie wiesz, czego się spodziewać. Nam podczas 6-tygodniowej podróży po Kolumbii przyszło w niej być aż dwa razy. Za pierwszym zdecydowaliśmy się na rezerwację noclegu online, bo trafiła nam się świetna oferta cenowa w - wydawało się - pięknym miejscu. Gdy prywatny kierowca (który tego dnia wiózł nas z Villa de Leyva do Barichara swoim osobowym samochodem), wysadził nas przed Hotelem El Cogollo, usytuowanym na wzgórzu miasta (dzięki czemu razem, w stresie pokonywaliśmy pionowe podjazdy jednokierunkowymi, wąskimi, kamiennymi uliczkami), nie spodziewaliśmy się kompletnie, co zastaniemy za wielkimi, drewnianymi (niczym w zamku) drzwiami prowadzącymi na posesję. W Barichara ogrody i ogrom samego budynku dosłownie kryje się za drzwiami wejściowymi. Z ulicy wystaje niski budynek i zastanawiasz się czy w środku chodzi się ze schyloną głową, by nie uderzyć nią o sufit. Do większości domostw wchodzi się po prostu schodkami w dół i tu rozpoczyna się przygoda. W przypadku El Cogollo było trochę inaczej, bo było na wzgórzu, zatem za drzwiami krył się wielki, dżunglowy ogród, potem otwarta i lekko zadaszona część stanowiąca kuchnię i recepcję hotelu, a potem w górę szło się do oddzielnych apartamentów z własnym tarasem. Za nocleg za naszą trójkę zapłaciliśmy 200 zł/ dobę ze śniadaniem.  

- Dobrze, to teraz chodźcie, pokażę Wam apartament “el cielo”, które dla Was przygotowaliśmy. Będziecie zadowoleni - powiedziała młoda, atrakcyjna (o niebieskich oczach!) Kolumbijka tuż po załatwieniu wszelkich formalności. Szliśmy za nią, ze swymi wielkimi plecakami parę schodków wyżej i bum! Drewniane drzwi, a na nich wspomniany napis “niebo” oraz artystyczna niebieska apaszka zawiązana na zamku. Wewnątrz ogromna sypialnia z baldachimem nad łożem małżeńskim, bambusowe półki na ubrania (w Kolumbii szafa to nie codzienność). - A teraz uwaga… - podkręcała nas pracownica hotelu. Łazienka to był jakiś kosmos… połowy sufitu nie było, pozostałą stanowił jakby bambusowy dach, pod gołym niebem rosły gąszcze kwiatów, a obok nich prysznic. Pozostałe części stworzone były z naturalnych elementów: kamienia (tak popularnego w tym regionie) i drewna lub rzeźbionych gałęzi drzew. - Rozgośćcie się, jacuzzi jest wolne, bo nie mamy dziś wielu gości, także śmiało korzystajcie, a w górnej części ogrodu znajdziecie dostępny dla wszystkich taras widokowy. O której chcecie śniadanie? - recepcjonistka zostawiła nas oniemiałych, niemalże z rozdziawionymi ustami. Śniadanie zamówiliśmy na 9 i biegiem udaliśmy się przez jacuzzi (które de facto okazało się być chłodnym basenikiem i na upały w sam raz!) na taras widokowy. Wszystko tonęło w egzotycznej roślinności, nawet papugi tu przyleciały, a obok rosły limonki, pomarańcze i awokado. Pod zadaszonym bambusem i ceglastą dachówką tarasem, wisiały hamaki, drewniany podwieszany stół drewniany, na półkach stały stare albumy prezentujące artystyczne akcenty miasta (zdjęcia, obrazy, słynnych malarzy Barichary) a zza balustrady roztaczał się widok na majaczące w oddali góry Santander, pobliskie dachówki miasta widzianego tu jakby z lotu ptaka. Gdy rano przyszło nam otrzymać śniadanie, serwowane na tarasie swojego apartamentu, naturalnie wyciskane soki, owoce, wariację na temat jajka:) (omlet, sadzone, czy z kombinacją warzywną) oraz kawę i kakao, wiedzieliśmy że znaleźliśmy nieziemską ofertę, warto dużo więcej. Na tyle dobrą, że gdy po miesiącu ponownie zatrzymaliśmy się w Barichara ten obiekt był zajęty za 3-krotnie wyższą cenę. Ale wtedy trafiliśmy na weekend i dodatkowe świętowanie Dnia Niepodległości Kolumbii (20 lipca). Za drugim razem, widząc tą zajętość i wysokie ceny noclegów w bookig.com zdecydowaliśmy się zaryzykować i poszukać czegoś na miejscu.  Mimo zmęczenia po długiej podróży z Karaibów, lecz porannych godzin, na raty szukaliśmy czegoś magicznego. Trafiamy do Hotel Mision Santa Barbara gdzie Lisu mocno wynegocjował ceny (270 zł). Ten 4* hotel oferował również bogate śniadanie, duży basen, egzotyczne ogrody (gdzie do jednego przylatywały ptaszki do poideł), hamaki i huśtawki dla dzieci, nie zadaszone patio oraz duży wachlarz unikatowych pokoi, bardzo artystycznych, także wybór był ogromny. Na terenie obiektu mieściły się też ogromne apartamenty/ mieszkania z tarasem z widokiem na miasto. Tym razem byliśmy bliżej Placu Principal. 

Ale Barichara to nie tylko luksusowe hotele i hacjendy. To również hostele, na pewno za niższą cenę i z większą gwarancją mieszanego, międzynarodowego towarzystwa, jeśli w poszukiwaniu noclegów tego oczekujecie.

3. SZLAK “CAMINO REAL” BARICHARA - GUANE

to niemalże rodzinna, aktywna atrakcja. Trekking po - wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka - łatwym szlaku, wiedzie 5,5 km w jednym kierunku po guańskich kamieniach w pięknym otoczeniu dżunglowej przyrody. Rozpoczyna się od wspomnianego parku w okolicach kaplicy Św. Barbary i wstępnie prowadzi w dół. Gdy pokonywaliśmy go po raz pierwszy upał mocno dawał się we znaki, więc pionowe powrotne podejście mocno dało nam w kość. Nie przeszliśmy tego szlaku, gdyż nie wiedzieliśmy, że z Guane możemy wrócić do Barichara komunikacją miejską. Podejmujemy się go dwukrotnie przy kolejnym pobycie. Najpierw schodzę odcinek sama do Guane i wracam z rynku miejskim busikiem jeżdżącym do Barichara co ok. 30 minut, za 3 złote. Kolejnego dnia najpierw wszyscy tuk-tukiem (za 25 zł a odcinek ulicą jest zdecydowanie dłuższy) docieramy do Guane, skąd pieszo i lekko pod górę idziemy tym samym szlakiem ku Baricharze.  

4. GUANE

to miasteczko na końcu wspomnianego szlaku “Camino Real” i jest jakoby taką bardzo mini wersją Barichary. Docierając do miejscowości szlakiem, warto udać się najpierw do punktu widokowego na Kanion Sanchez, który usadowił się w restauracji, więc z pyszną kawą kolumbijską możemy triumfować nasze osiągnięcie zatapiając się w trójwymiarze kanionu. Restauracja mieści się na obrzeżu przepaści, więc na naszej wysokości nie raz ujrzymy szybujące orły i sępy. Tuż obok trafimy na plac główny Guane, mini placyk pełny roślinności, kościół Św. Łucji oraz otoczenie równie niskich zabudowań, kawiarni, restauracyjek, sklepów z pamiątkami. Guane słynie z wyrobów mlecznych, a szczególnie likieru “sabajon” na bazie mleka koziego i jajek (coś na styl karmelowego ajerkoniaku) oraz słodkości na bazie karmelu. Sycimy się takim tuż przed trekkingiem powrotnym, popijając je wyśmienitą tinto.

5. SAN GIL

to wspomniane miasteczko adrenaliny. Oddalone 40 minut drogi od Barichara ściąga do siebie żądnych ekstremalnych atrakcji turystów. Skok na bungee nad kanionem, canyoning, lot na paralotni, wodospadowe atrakcje, spływ po rwącej rzece i wiele innych to oferty biur podróży San Gil, ale i Barichary. Niestety w tym drugim oferta jest skromniejsza a i tak wymaga własnego dojazdu do San Gil. To było też powodem mojej rezygnacji z “adrenalinowego” pakietu (ok 4-5 atrakcji w cenie ok. 90 zł), gdyż poranny dojazd środkami komunikacji miejskiej mnie zniechęciły. San Gil natomiast oferuje dużą bazę noclegową w hostelach, gdzie od wejścia - prawdopodobnie - zaczyna się przygoda. Żądne emocji ekipy chętnie wspólnie wesprą się, a może nawet namówią na bardziej “przerażające” sporty. Fot. Dla nas San Gil to przede wszystkim terminal autobusowy:)

6. KANION CHICAMOCHA

oddalony od Barichara jest o ok. 70 km, lecz kręte drogi w tym rejonie wydłużają podróż do 2-2,5 godziny. Niestety nie znalazłam nigdzie dobrze opracowanych tras na jego terenie. Może z czasem ktoś je stworzy, gdyż szkoda byłoby takiego piękna natury widzianego przez nas o świcie w drodze powrotnej z Karaibów. Niezaprzeczalnie, wszędzie gdzie będziecie w Kolumbii, smakujcie regionalną kuchnię. Ten kraj jest tak duży, że każdy region jest Wam w stanie zaproponować nowe, oryginalne smaki. Bezwarunkowo i w ciemno testujcie świeżo wyciskane soki z owoców o których nigdy nie słyszeliście, bo też nigdy potem możecie nie mieć okazji ich spróbować gdziekolwiek indziej na świecie:). Cieszcie się pozytywną energią płynącą z charakteru Kolumbijczyka, jego głośności, uśmiechu, otwartości i ciekawości. Przełamcie się w rozmowie po hiszpańsku. Kolumbijczycy mają dużą cierpliwość w tłumaczeniu i jest to dla nich i tak zachwycające, że “biały” potrafi mówić ich językiem, nawet łamanym. Chwytajcie tutejszą egzotykę wszystkimi bodźcami, by ich wspomnienia pozostały w Was na długo gdy będziecie w szare, chłodne dni czekać na kolejne wakacje.

Fot. Barichara na fotografii, 2023.

Fot. Atrakcje Barichary i okolic, 2023.

Zmierzamy na Karaiby i do PN Tayrona. Zapraszamy do czytania kolejnych, egzotycznych wpisów.

9 komentarzy

  • Asia
    Asia piątek, 13 październik 2023

    prawdziwe życie;)

  • Wiesia
    Wiesia piątek, 13 październik 2023

    Super relacja, trudy i piękne chwile.

  • Asia
    Asia piątek, 13 październik 2023

    Waldek, pewnie z gorąca wykończony:)

  • Waldek
    Waldek piątek, 13 październik 2023

    Julek taki smutny bo na motorze nie mógł pojeździć, tak ?

  • Gosia
    Gosia piątek, 29 wrzesień 2023

    Piękna podróż ale jeszcze piękniejszy opis tej podróży buziaki

  • Asia
    Asia piątek, 29 wrzesień 2023

    jest to jakiś pomysł:)

  • Rysio
    Rysio piątek, 29 wrzesień 2023

    Dlatego te przewodniki byłyby inne, właśnie z dreszczykiem i osobistymi wrażeniami.

  • Asia
    Asia piątek, 29 wrzesień 2023

    a może raczej opowieści:) przewodniki są bardzo konkretne a ja lubię wprowadzić trochę dreszczyku w opisie:)

  • Rysio
    Rysio piątek, 29 wrzesień 2023

    Piękna relacja, taka osobista. Czytając opis miejsc w których byliście, czujemy ten klimat. Asiu powinnaś pisać przewodniki.

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.