Śnieżnik (1425 m n.p.m.) to najwyższy szczyt w Sudetach Wschodnich i Masywie Śnieżnika, zaliczany również do jednego z 28 szczytów Korony Gór Polski.
Będąc jeszcze w Polsce i rysując krótki plan podróży po USA, według obliczeń do Las Vegas mieliśmy dotrzeć na weekend. Niestety wtedy ceny hoteli skakały parokrotnie w górę.
Gdy po raz pierwszy ujrzałam niesamowite górskie pejzaże, poprzecinane szlakami niczym z "Jurajskiego Parku", soczyście zieloną roślinnością i kładkami zarzuconymi nad potokiem oraz pionowymi przemieszczeniami z metalowymi drabinkami, poczułam podekscytowanie.
Minął rok w moim przyjacielskim składzie dziewcząt, w którym to obiecałyśmy sobie coroczne zdobywanie chociaż jednego szczytu z Korony Polskich Gór. Zapowiadał się piękny, ostatni październikowy weekend w Polsce. Później w końcu miała o sobie dawać znać zimniejsza odsłona jesieni bądź początki zimy.
Sudety Środkowe. Pasmo powstałe kilkadziesiąt milionów lat temu z „płatów” piaskowca ułożonego poziomo na kształt stołów. Stąd nazwa – Góry Stołowe. Niegdyś wydawałoby się odległościowo mniej dostępne na weekend dla większości z nas. Odkąd na Wrocław popędzimy autostradą, trasa w te malownicze tereny idzie zdecydowanie sprawniej, a perspektywa dłuższego weekendu napawa ekscytacją, bo w śląskim jest co robić.
Jeśli jeździmy w góry to raczej wysokie. Wyjątek stanowiły Łysogóry, których zdobycie warunkowane było wejściem z dzieckiem a drugim razem z dziadkami seniorami. W Mały Beskid trafiliśmy trochę z przypadku, gdy spontanicznie okazało się, że musimy zorganizować jakiś fajny tygodniowy wyjazd w okresie letnim, z babcią Julka, która na co dzień piechurem nie jest a i nigdy nie miała okazji spędzić czasu w jakimś luksusowym hotelu spa.
Nie mogliśmy doczekać się Bieszczad. Mimo że wyjątkowo zima nie dawała tym razem w kość, jakoś bardzo nam się dłużyła a serce tęskniło za ukochanymi górami. Znaliśmy większość szlaków, ale nigdy nie pokonywaliśmy ich zimą.
Z Koh Phangan było na wyciągniecie ręki i aż grzech było nie skorzystać z możliwości, by zobaczyć te kilkadziesiąt sztuk wysepek rozsianych koło siebie i oferujących dużo ponad piękne widoki.
Zawsze wracam tu z ogromnym sentymentem. Majówka w Polsce trafiła się iście wakacyjna i nie jeden, który wyruszył w Europę psioczył, że w kraju ma ładniej, a marznie w Hiszpanii, Anglii czy we Włoszech:).
Lubię wracać w stare zakamarki a te stały się dla mnie wspomnieniem, gdy w Zawoi (najdłuższej polskiej wiosce) spędziłam swój pierwszy romantyczny weekend z Lisem (jeszcze wtedy moim chłopakiem:).