Wszędzie praktycznie odnajdziemy zakątki (które potem mogą stać się ulubionymi i stanowić cudowne wspomnienie miejsca), wąskie uliczki, pachnące espresso kawiarnie i pyszne łakocie (lody, tiramisu, inne mało nam znane), śmiech mieszkańców, starszych panów siedzących w cieniu na ławce obserwujących otoczenie, czy zupełnie nowe okazy pod postacią ukrytych na ścianach leciwych budynków ceramik, nietypowych posągów, usytuowania miasta na wzniesieniu czy w porcie przypominając znane i drogie na mapie świata miasta, do których nie przyszło nam zawitać.
Nasz długi pobyt na Sycylii w 2024 roku miał przede wszystkim dać nam odpoczynek, więc plażowanie było na jednym z pierwszych miejsc. Równocześnie odświeżaliśmy dom w gaju oliwnym, doprowadzając do ładu ogród, podcinając rośliny, sadząc nowe, naprawiając drobne rzeczy. Chętnie też po prostu zostawaliśmy na włościach, ciesząc się ciszą i spokojem, zajadając sycylijskimi smakami serwowanymi przez teściową. Lecz w tym ogólnym rozleniwieniu mieliśmy również chęć po prostu zobaczyć coś nowego. Nie licząc dalszych parodniowych wypraw na Favignanę czy region Syrakuz, próbowaliśmy również odkryć pobliskie perełki.
I tym sposobem trafiliśmy do trzech atrakcji regionu Agrigento (poza świątyniami Agrigento, o których tu nie piszę): Sambuca di Sicilia, Sciacca oraz - znane wam już - Schody Tureckie (te zwiedziliśmy wracając z Ragusy).
SAMBUCA DI SICILIA
To miasteczko usytuowane 30 minut drogi od naszej działki (ok. 70 km od Palermo), założone przez starożytnych greckich kolonistów, zyskało regionalną sławę jako centrum handlowe po tym, jak najeżdżający Arabowie Muzułmanie przejęli je około 830 roku, kilka lat po ich wylądowaniu na Sycylii. Od XV do XIX wieku Sambuca doświadczała naprzemiennych okresów dobrobytu i biedy gospodarczej. Dwór przeszedł pod władzę rzymskiej rodziny Barberini i zbudowano nowe dzielnice, rozbudowano mury miejskie, wybudowano pałace, rezydencje baronialne, kościoły, klasztory i konwenty. Sambuca di Sicilia zyskała międzynarodową uwagę mediów w styczniu 2019 r. , gdy sprzedano domy na aukcji z ceną wywoławczą 1 € w nadziei na przyciągnięcie zagranicznych rezydentów i powstrzymanie wyludnienia obszaru. Polecam Wam przede wszystkim pogubić się w labiryntach wąskich uliczek, niektórych o charakterze arabskim (okolice ulicy Vicolo Saraceno). Wewnętrzne patia, usłane kwiatami i wywieszoną pościelą, ciche jakby w mieście nie było żywego ducha, aż zachęcają do samodzielnej eksploracji. Zatrzymując się na głównej ulicy Corso Umberto I, już na pierwszy rzut oka ujrzymy Palacco Chiacco z XIX w., Kościół Carmine z 1500 r., i w oddali Ratusz Miasta (po przekroczeniu którego zaczyna się wspomniana część arabska miasta). Jeśli lubicie muzea, w Sambuca znajdziecie Pałac Panitteri z 1600 r., stanowiący niegdyś fortecę miasta, później rezydencję a obecnie znajdują się w nim historyczne artefakty z pobliskiej góry Adranone (zamieszkałej na przestrzeni wieków przez Sycylijczyków, Greków, Kartagińczyków i Rzymian). Region słynie z dobrej jakości win i oliwy z oliwek. Zaskoczył mnie jednak widziany niejednokrotnie w mieście symbol ślimaka (na budynkach, jako gadżet w kawiarni). Podobno jest to region ślimaka, także jest możliwość spróbowania go w tutejszej kuchni. Nam się nie udało.
Fot. Sambuca di Sicilia, 2024.
SCIACCA
zwana również Termami, została założona w V wieku p.n.e. przez Greków , stanowiąc uzdrowisko termalne dla Selinuntu, oddalonego o 30 km, którego obywatele przybywali tam, aby kąpać się w siarkowych źródłach , nadal bardzo cenionych ze względu na ich właściwości lecznicze. My pojawiliśmy się tam głównie dla "positanowskiego" widoku na port od strony morza, ale równie mile zaskoczeni byliśmy "starówkową" częścią miasta bardzo typową dla włoskich czy sycylijskich miasteczek (z wąskimi uliczkami, niejednokrotnie pnącymi się pionowo ku górze, z ceramicznymi akcentami, starożytnymi budowlami). Do starszej części Sciacca, otoczonej niegdyś murami obronnymi, można dostać się jedną z pięciu bram: Porta Palermo (którymi wkraczamy i wychodzimy my), Porta Salvatore, Porta di Mare, Porta Bagni i Porta San Calogero. Do portu schodzimy schodami Scalinata di Sciacca, widząc go z lotu ptaka. Aż trudno uwierzyć iż miasto żyje głównie z rybołówstwa i stąd odbywa się największy eksport rybny na całym świecie. Może dlatego, że podczas włoskiej siesty my zazwyczaj zwiedzamy a ulice świecą pustkami, podobnie jak port:) Tutaj zakamarki usłane są kolorowymi kwiatami na wzniesieniach przed apartamentowcami lub drzewami o różowym ukwieceniu. Jeszcze tylko parę kroków i mamy szansę ujrzeć sycylijskie Positano - czyli port Sciacca od strony morza. Musieliśmy przespacerować tu kawałek od “Drzwi Palermo”, a skwar dał nam w kość, więc z widokiem na jedyny pracujący kuter, siedząc na schodkach zajadaliśmy domowego burgera. Wracaliśmy inną drogą, równie ciekawą - tym razem “scalinata artistica”, schodkami pełnymi kolorowej ceramiki. Zagubiliśmy się w uliczkach pełnych luksusowych marek odzieżowych, podniebnych sufitów usłanych kolorowymi parasolami, starożytnymi domostwami.
Fot. Sciacca, 2024.
SCHODY TURECKIE
(Scala dei Turchi) to niesamowite przyrodnicze połączenie białego, wapiennego klifu spadającego do granatowo-lazurowych wód morskich.
Wracając z Syrakuz w kierunku Trapani musieliśmy się tu zatrzymać choć na chwilę. Obecnie wchodzenie na „schody” jest zabronione. Skały w połączeniu z wodą stają się niebezpiecznie śliskie. Jednak podejście od plaży jest nadal możliwe.
Stawiamy samochód przy drodze, udaje się nam wcisnąć pomiędzy dwa auta, za parking nic nie płacimy. Mimo że to przystanek po drodze, na parę ujęć (bo blogowe opisy jakoś nie zachęcały do odwiedzin!), miał trwać tylko chwilę, bierzemy kostiumy kąpielowe. Zejść jest parę, stromych, lecz po schodach, ale powrót do samochodu w upale to niezły wysiłek, więc bylibyśmy na siebie źli nie biorąc kąpielówek. Pierwsze wrażenie z lotu ptaka: “wow! Piękne lazurowe wody, spod których wystawały kamienie, przebijały odcienie zieleni i ta kontrastująca biel. Plaża duża, szeroka, pomieściła wszystkich plażowiczów a nadal nie wydawało się być tłoczno. Część pluskała się u brzegu, gdzie woda przekraczała napewno 40 stopni! Inni, oddalali się trochę w głąb, z uwagą stąpając po śliskich głębinach. Te usłane były podwodnymi trawami, co utrudniało lepszą widoczność. Gdzieniegdzie dopatrywaliśmy się okienek w dnie, stanowiących jakby dodatkowe baseny czy akwaria dla rybek. Gdy docieraliśmy, wstępnie brodząc po płytkiej wodzie, ku wapiennym schodom, tu jakby dno się urywało niczym fiord wyłaniając granatowe głębiny i oczywiście brak gruntu. Woda nawet wydawała się tu zimniejsza i z pewnością była. Do słynnych schodów można było dopłynąć wpław, wynajętym kajakiem, łódką czy motorówką. Niektórzy ryzykowali zakazane wejście z boku, będąc niewidocznym dla ratowników z brzegu.
I to czego nie widać na prezentowanych przeze mnie fotografiach, kryje się pod wodą prowadzącą pod schody. Piękna roślinność, ukryte „baseny”, ciekawskie rybki. Z tego krótkiego przystanku wyszła nam parogodzinna „degustacja” miejsca. Nie zapomnijcie rurek do nurkowania i ewentualnie butów dla spokoju ducha! Przydadzą się tu.
Fot. Schody Tureckie, Sycylia 2024.