FAVIGNANA - NAJWIĘKSZA Z WYSP EGADZKICH

Kolejny pobyt na Sycylii, równie długi i nowe pomysły na wyjątkowe podróże. Ta wyspa to nasz drugi dom, jednak mimo to nie zjechaliśmy jej całej wzdłuż i wszerz. Z sentymentem zerkaliśmy na oferty ukochanej Ustiki, lecz te były zdecydowanie ponad naszą kieszeń.

Sycylia mogła poszczycić się wieloma mniejszymi wysepkami, które ją otaczały. Liparyjskie widzieliśmy dawniej, będąc w okolicach Mesyny. Trzeba było wyszukać innych perełek.

Tym razem postawiliśmy na Wyspy Egadzkie, niejednokrotnie widziane z pokładu samolotu podczas lądowania w pobliskim Trapani. Lazurowe, morskie poletka, przełamane jaskrawo-białymi kwadratami solnych pól, to znak rozpoznawczy tego regionu. O Favignanie słyszeliśmy nie raz, że to najpiękniejsze wyspy Sycylii. Trzeba było zweryfikować nasze gusta. Mimo gorącego sezonu, obiekty turystyczne wysp egadzkich nie powariowały z cenami. Wybraliśmy apartament blisko starej części wyspy, blisko portu, wszelkich gastronomicznych atrakcji a również blisko plaż. Słyszeliśmy o rowerowej sławie Favignany, zabierając ze sobą naszą ujadającą i ciężką w obyciu chihuahua’ę. Rowery okazały się mieć koszyki z przodu kierownicy, więc wyściełając psu koszyk i tworząc pasy bezpieczeństwa ze smyczy, z przyjemnością i bez stresu mogliśmy zwiedzać wyspę z pupilem. Zazwyczaj wybredna Chica ewidentnie upodobała sobie tą formę spędzania czasu z bliskimi.

CO ZROBILIŚMY Z SAMOCHODEM?

W moim odczuciu bezsensowne jest wybieranie się na te niewielkie wyspy własnym autem. Wypożyczanie samochodu na miejscu również nie wchodziło w grę w naszych wypadku. Przyjechaliśmy do Trapani przed południem z nadzieją na pozostawienie auta na jakimś darmowym lub niedrogim parkingu. Okazało się, że te publiczne należało opłacić z góry, jednak było to możliwe jedynie na dobę, a my zarezerwowaliśmy 3-dniowy pobyt na wyspie. Nie chcieliśmy ryzykować mandatem i namierzając strażnika miejskiego zapytaliśmy o nasze możliwości. 

Okazało się, że są ulice na których mogliśmy zaparkować samochód za darmo na nieoznaczonych linią miejscach (niebieskie są płatne), a wyznacznikiem były informacje na tablicy przy ulicy wskazujące dni tygodnia, w których ulice są czyszczone. Gdyby zostawić auto na ulicy w dniu jej sprzątania, mielibyśmy gwarancję zholowania pojazdu na nasz koszt. Tym sposobem zostawiliśmy samochód w centrum Trapani na 3 doby za darmo. Potem czekał nas około 20-minutowy spacer do portu, z którego co pół godziny odchodziły katamarany. Te docierały na miejsce w pół godziny. Bilety można było zakupić przez stronę internetową np.  www.feryhopper.com lub w kasie portowej. Nie było najmniejszego problemu (w lipcu) z miejscami na statku.

NOCLEG NA WYSPIE FAVIGNANA

Każdy ma swój sposób na znalezienie atrakcyjnego dla siebie noclegu. My nie chcieliśmy ryzykować samodzielnym jego poszukiwaniem na wyspie, a  zdecydowaliśmy się na rezerwację poprzez znany portal bookingowy odnajdując dla siebie istną perełkę  - dwupoziomowy apartament z 3-ema tarasami, leżakami, kuchnią, dwiema sypialniami a to wszystko w typowym wyspowym klimacie. Staraliśmy się szukać noclegów poza weekendem.

ZATOKI & PLAŻE: ATRAKCJE FAVIGNANY

Niepodważalnie największą atrakcją wyspy są jej plaże i zatoki. Lazurowe wody wyłaniające się wśród skał kuszą podwodnymi podbojami, samodzielnie z rurką, bądź podczas rejsów, które na  pewno można sobie tu zorganizować w porcie. 

Popularne jednak jest jej zwiedzanie rowerem. Co krok znaleźć można punkty wynajmu rowerów, również elektryków. Nam udało się znaleźć i wynegocjować rower w cenie 5 eur/ dzień/os. O ile ceny, szczególnie na wyspach, bywają wygórowane, tak te rowery były wyjątkowo tanie a eksplorowanie wyspy na nich sprawiało mnóstwo przyjemności i stanowiły dodatkową aktywność fizyczną. Z udostępnioną przez gospodarzy apartamentu mapą zjechaliśmy głównie wschodnią część wyspy. 

CALA SAN NICOLA

to pierwsza zatoka, ku której zmierzaliśmy. Jadąc ścieżką rowerową wzdłuż wybrzeża, smagani mocnymi podmuchami wiatru, na zakręcie dojrzeliśmy niebieskie kutry zapowiadające San Nicola. Mały skrawek plaży naćkany plażowiczami nie był w naszym guście, więc zaraz oddaliliśmy się w poszukiwaniu kolejnych zatok. Ciekawe i nieoblegane miejsce znaleźliśmy ciut dalej koło mało reklamowanej groty w Zona Archeologica S. Nicola. Grotę zeszliśmy samotnie, zachwycając się tak pięknie zachowanymi wnętrzami, niczym z grobowców faraona. Jedno z tajemniczych wyjść z groty prowadziło wprost do paszczy nadmorskiej przepaści.  

CALA ROSSA

biorąca swą nazwę od czerwonych wód opływających wybrzeże po krwawej walce w obronie wyspy, okrzyknięta została jedną z piękniejszych zatok Favignany. Nie spodziewaliśmy się jednak, że kąpiel w tym miejscu będzie niemalże niemożliwa. Może zdarza się to przy mniejszym wietrze i spokojniejszym morzu. Tym razem było na odwrót. Jej urodę  zmuszeni byliśmy podziwiać z wysokiego wybrzeża, niczym fiordu. W nadziei na odnalezienie ukrytej plaży, udaliśmy się w dalszy spacer jej brzegiem. Udało się zlokalizować pionowe zejście jakby do oczek wodnych utworzonych ze skał w połączeniu z betonem. Naturalne jacuzzi było zbyt płytkie, a wody poza nią zbyt niebezpieczne na spokojną kąpiel.  

CALA AZZURRA

Żar lał się z nieba, a nam marzyło się zanurzyć w chłodnych, morskich czeluściach. Wydawało się, że pobliska Bue Marino również ucieszyłaby oko, lecz wody od tej strony wybrzeża mogły być równie niespokojnie. Musieliśmy odnaleźć miejsce na bezpieczną kąpiel. 

Udało się to w końcu na popularnej i równie atrakcyjnej Cala Azzurra. Z widokiem na latarnię morską, w otoczeniu pionowych ścian, w końcu nurzaliśmy się w - dość zaskakująco - chłodnych wodach Morza Tyrreńskiego. Ten dość krótki odcinek zajął nam połowę dnia i apetyt powoli doskierwał. Kierując się na nasz apartament i starą część wyspy, przystanęliśmy przy nadmorskim deptaku z widokiem na prywatną plażę restauracji. Prezentowała się bardzo interesująco. Zdecydowanie lepiej od tej od strony portu - dość brudnej publicznej plaży miejskiej. Ta jednak pozwalała na obserwację życia portowego, nieustającego ruchu katamaranów na i z wyspy, wzgórze i najwyższy szczyt Favignany, na której  dumnie majaczyły mury ruin zamkowych (Castello di Santa Caterina).  

TREKKING DO ZAMKU ŚW. KATARZYNY

To coś dla odważnych, chętnych nowych i sportowych wyzwań, bo mimo pionowego i niezbyt długiego odcinka, pokonanie go w panujacych tu upałach może być nie lada wyczynem. My zdecydowaliśmy się na podziwianie ruin zamku z plaży:). Wieczorami zamek jest oświetlony.  

KUCHNIA FAVIGNANY

Do wyboru i koloru. Od tańszych “kiosków”, sklepów spożywczych, po droższe i ekskluzywne restauracje, gdzie od 20 można podziwiać dosłownie rewię mody. Nam nie po drodze było wydawać ponad 20 eur/ osobę za wykwintne dania, a smaki zdecydowanie zaspokajaliśmy w “TunaFishCity” przy Piazza Europa. Jako Europejczycy, którym pojęcie siesty bywa obce (pod względem głodu w typowo południowym porach dnia), dostępny w  południe bar kanapkowo-sałatkowy był jak najbardziej szyty na naszą miarę. Do tego ogromny wybór ryb, owoców morza i naprawdę dobrych, o smakowitej jakości, mięs. Tym sposobem spróbowaliśmy burgerów ze: smażonymi kalmarami, ośmiorniczkami, stekiem z tuńczyka, jak i typowym wołowym mięsem czy słynną sycylijską kiełbasą. 

Innym razem, zamęczeni przez juniora, pizzowymi smakami, zasiedliśmy na podłużnej pizzy na placu głównym. Objeżdżając wyspę rowerem można natknąć się na budki sprzedające chłodne napoje, lody, przekąski.

KOLEJNY DZIEŃ ROWEROWY

Skoro ten pierwszy tak idealnie się sprawdził, a i nam miło było wskoczyć w ten sportowy rytm, kolejnego dnia postanowiliśmy odkryć kolejne plaże i zatoki. Tym razem udaliśmy się do pobliskiej Lido Burrone. Mimo ogromnego upału, wody morskie nadal bardzo i nienaturalnie chłodziły. Ponurzaliśmy się wśród skał i przeszliśmy pieszo okoliczne klify (bardziej klifki:). Wskoczyliśmy na rowery i zmierzaliśmy ku plaży Marasolo. Nie widzieliśmy dogodnego zejścia na plażę, a jedynie wysokie skałki pionowo spadające do morza. Cofnęliśmy się do najbardziej wysuniętego punktu wyspy na jej południu - do Punta Lungo, objeżdżając jej surowy cypelek z widokiem na pływające w oddali łódeczki. Odbywały się tu jakieś regaty. Dzień był jeszcze młody, a nam marzyła się jeszcze jedna kąpiel, zatem spośród wielu dzikich miejsc po drodze zatrzymaliśmy się przy skałkowej plaży Calamoni. Bardzo zaglonione i płytkie dno utrudniało przyjemne brodzenie, ale chłopakom zupełnie to nie przeszkadzało w snorkelingu. Dzień zakończyliśmy w “TunaFishCity”, testując kolejne nadmorskie przysmaki. Kusiła nas budka z domowymi pastami, lecz za każdym razem byliśmy tak nasyceni burgerami, że brakło miejsca by wcisnąć choć jednego kluska. 

Favignana, to jednak nie tylko plaże i zatoki. To również piękne budownictwo, wąskie zakamarki, sycylijski klimat i uliczki tętniące życiem. Choć przyznaję, jestem mistrzem w robieniu zdjęć bez ludzi, nawet gdy jestem w tłumie:) Favignana pożegnała nas przepięknym zachodem słońca w porcie. O zmroku, z rozświetloną w oddali kolejką górską z Trapani do Erice, wracaliśmy deptakiem do apartamentu. Szybki powrót katamaranem do Trapani. Tym razem wody morskie były spokojniejsze. 

W Trapani skusiliśmy się na śniadanie w jednej z “paniceria”, zajadając a to pizzą na kawałki, a to wyrobem pizzo-podobnym, z nadzieniem z pistacjowego pesto. Pistacje wyjątkowo w tym roku rządziły w moim sycylijskim menu:). Na deser pyszna kawa i canolo również z kremem pistacjowym. Odnaleźliśmy auto, całe i “zdrowe”.

ERICE - MIASTECZKO NA WZGÓRZU

Ruszaliśmy do ostatniego punktu programu tej wyprawy - Erice.  To tajemnicze miejsce “chodziło” za mną od dawna, a piękna pogoda pozwalała skorzystać w pełni z tej wizyty. Bowiem z Erice można było zobaczyć dużą część Sycylii: Trapani, wyspy egadzkie, Marsalę i inne. Niestety dość często topiła się we mgle. Dziś było inaczej.

Do Erice na wzgórzu można było dotrzeć kolejką górską z Trapani, ale i wjechać ku górze własnym samochodem. Obawiałam się pionowych serpentyn, ale niepotrzebnie. Wjazd był spokojny. U podnóża miasteczka jest  mnóstwo miejsc parkingowych, gdzie auto można było zostawić na godziny. 

Potem to już hulaj dusza. Jeśli lubicie zwiedzać, Erice oferuje mnóstwo starożytnych budowli, głównie sakralnych. Ale wąskie uliczki pełne kolorowych pamiątek, usłane kocimi łbami i niejednokrotnie pionowe, pozwolą Wam poczuć ducha miejsca. Jest tu cicho, spokojnie, pięknie.  

Fot. Wyspa Favignana & Erice, 2024 (Sycylia)

A czy Wam udało się odwiedzić jakieś sycylijskie wysepki, nie licząc tej głównej największej?:) Które lubicie i polecacie najbardziej?

6 komentarzy

  • Asia
    Asia wtorek, 17 wrzesień 2024

    Mama, bardzo się cieszę ze sprawiłam nim dużo radości:) polecam się z innymi artykułami!

  • Gosia
    Gosia wtorek, 17 wrzesień 2024

    Córcia, to jeden z piękniejszych artykułów które czytałam z zapartym tchem. Mimo mojego długiego pobytu na Sycylii, bardzo dobrze wspominam Favignane i uważam ja za najpiękniejszą z sycylijskich wysp.

  • Asia
    Asia niedziela, 15 wrzesień 2024

    Pewnie! Ale musicie sobie przypomnieć jak jeździć na rowerze:)

  • Wiesia
    Wiesia niedziela, 15 wrzesień 2024

    Trzymamy za słowo ?

  • Asia
    Asia niedziela, 15 wrzesień 2024

    Cieszę się, że aż tak się spodobał wpis:) chętnie Was tam zabierzemy jak tylko będzie okazja:)

  • Wiesia
    Wiesia niedziela, 15 wrzesień 2024

    Jesteśmy przyzwyczajeni do pięknych opisów Asi, ale ta relacja pobiła wszystkie posty. Super zdjęcia i komentarz, poczuliśmy jakbyśmy byli tam z wami. Nie darujemy wam? musicie nas zabrać w tak egzotyczną podróż.

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.