Wiedziałam, że prędzej czy później muszę tam zawitać. Góry pokochałam dość późno, a obecnie nie wyobrażam sobie roku kalendarzowego bez paru weekendów przeznaczonych na trekking. Te na Słowacji wydawały mi się zbyt odległe, by gnać tam tylko na dwa dni wolnego. Jednak im więcej docierało do mnie fotografii uwieczniających piękno tego parku, przewertowałam parę artykułów na blogach podróżniczych, uznałam, że trzeba tam jechać. Dwa dodatkowe dni urlopu do weekendu i na urodziny zażyczyłam sobie Słowacki Raj we dwójkę. Widziałam rodziny, które z małymi dziećmi próbowały swych sił na tych szlakach bez odwrotu i uznałam, że tym razem to prezent tylko dla mnie:).
HRABUSICE. NOCLEG
Nocleg znaleźliśmy w Hrabusicach, a do wejścia na szlaki mieliśmy ok. 3 kilometrów, które mogliśmy przejechać samochodem lub równie dobrze dotrzeć pieszo. Kwatery prywatne za rozsądną cenę to pokoik z ogromnym łożem małżeńskim, oddzielnie pomieszczenie na niewielką kuchnię, gdzie serwowaliśmy sobie ciepłe śniadania oraz toaleta. Duży ogród oraz parę zwierzaków za ogrodzeniem i bardzo sympatyczny gospodarz to wszystko tworzyło idealne miejsce na pobyt. Wioska była niewielka, trochę przypominała mi lata 90-te w Polsce. Warzywniaczki z podstawowymi produktami, słowackimi % przysmakami i słodyczami. W Hrabusicach znaleźliśmy bar, w którym postanowiliśmy się stołować po górskich wyprawach a to był idealny wybór. Pysznie i niedrogo.
Przy campingu Podlesok, skąd zaczynają się dwa szlaki, którymi byliśmy zainteresowani, znajduje się baza noclegowa (dużo domków letniskowych) oraz gastronomiczna (bary z kuchnią słowacką). Te drugie, oczywiście ze względu na lokalizację ceny również miały wygórowane. Polecam zawsze zboczyć z turystycznych szlaków, by znaleźć coś smakowitego i w przyzwoitej cenie.
PREŁOM HORNADU
W Polsce wstaliśmy o świcie, by jeszcze tego samego dnia skorzystać z możliwości odbycia spokojniejszego trekkingu. Podróż była dość szybka, choć GPS trochę powariował i wydłużyła się przez to o godzinę. Po ok. 7 godzinach (kierując się na Poprad) i krótkiej drzemce zmierzaliśmy na Prełom Hornadu. Szlak rozpoczyna się od parkingu przy campingu Podlesok. Za parking zapłacicie ok. 3 EUR, wejściówka to 1,5 EUR, przy dłuższym pobycie w parku można zdecydować się na bilety kilkudniowe. Tutaj można zakupić również mapki szlaku, jeśli nie zdążyło się profesjonalniej przygotować do wyprawy. Jako że tego dnia rozpoczęliśmy trekking później, zrezygnowaliśmy z jego całkowitego przejścia, ale Prełom Hornadu dała nam przedsmak Suchej Beli i delikatnie przełamała lody do, przyprawiających o zawrót głowy, przepaści, po których szło się trzymając jedynie łańcuchów.
Muszę przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia, bo park przez swój urok zazwyczaj przyciąga tłumy spragnionych jego widoków i adrenaliny. My zdecydowaliśmy się na zupełnie zwykły wrześniowy weekend, w który to: nadal w górach było pięknie zielono i niemalże zero turystów. A ma to ogromne znaczenie na tych szlakach, bo przy jednokierunkowych idzie się gęsiego a tam gdzie trzeba się mijać to strach w oczach..
Niebieski szlak wiedzie niemal że cały czas wzdłuż rzeki, po kładkach, stromych zboczach a gdy droga się kończy po bokach pionowych skał wyrastają metalowe stopnie (Stupacky pod Zelenou Horou).
Fot. Hrabusice oraz Prelom Hornadu, 2019.
SUCHA BELA
Po lekturze wielu blogów, zdjęć widzianych w sieci, wywnioskowaliśmy, że ten szlak wymiata. Jest bardzo popularny, widowiskowy i dla odważnych.
W sezonie ciepłym nie wymaga może alpinistycznego sprzętu, lecz na pewno osoby z lękiem wysokościowym muszą rozważyć, czy oby to trasa jest dla nich. Tu nie ma odwrotu, bo to szlak jednokierunkowy. O ile przy braku piechurów (co pewnie graniczy z cudem) można by na upartego cofnąć się po pierwszych kładkach z bali zarzuconych w wąwozie nad mniej lub bardziej rwącym strumieniem. Jednak gdy dotrze się do pierwszych drabinek, cofanie się byłoby prawdopodobnie jeszcze bardziej niebezpieczne. Im dalej, tym wyżej i bardziej pionowo.
- Jezu, gdybym wiedział, co mnie czeka, nie przyszedłbym tu - powiedział pod koniec wyprawy Lisu. - Ale widząc twoją ekscytację i brak strachu, nie mogłem gorzej wypaść. Muszę jednak przyznać, że im dalej, tym bardziej buzowała we mnie adrenalina i im wyższa drabina tym bardziej byłem nakręcony. - Kontynuował Lisu.
Faktycznie szlak przerósł moje oczekiwania i byłam jeszcze bardziej zadowolona z egoistycznej decyzji o niebraniu na wyprawę 9-latka. Emocjonalny paraliż na środku drabiny to byłoby dopiero wyzwanie. O dziwo żadna przeszkoda nie była śliska, mimo porannych opadów i mokrych kładek z bali. Chłód bijący z wnętrza skalnego wąwozu mroził palce w trakcie wspinaczki po długich drabinach. Ale te widoki, ta przyroda, wodospady spadające wzdłuż skał, po których się wspinaliśmy, momenty przedzierania się przez strumyk (warto zadbać o dobre buty!) są nie do zapomnienia. Mam nadzieję, że będzie nam dane pobyć kiedyś w Słowackim Raju dłużej, by przejść pozostałe i liczne jego szlaki, na spokojnie i również w mniej popularnym okresie.
Sucha Bela przewidziana była na 2 godziny. Przeszliśmy ją szybciej, będąc nieustająco pod jej urokiem. Spotkana po drodze salamandra, a potem uwieńczenie dnia przepyszną kuchnią w jednym z barów w Hrabusicach, to był raj dla naszych zmysłów (wizualnych i smakowych).
Słowacji Raj jest usiany szlakami, które niejednokrotnie się ze sobą przecinają, zatem jeśli ktoś ma w nim tylko 1 dzień, może połączyć chociażby te dwa najpopularniejsze szlaki ze sobą, poczynając od Suchej Beli a wracając Przełomem Hornadu. Dla tych, którzy mają go więcej można przebierać w innych szlakach np. na Velky Sokol, Tomaszowski Vyhlad, Piecky, Mały i Wielki Kysel, czy Sokolia Dolina.
Fot. Słowacki Raj 2019: Sucha Bela.
A czy Tobie udało odwiedzić się ten rajski park? Polecasz inne szlaki?