Lubisz sport? Pędzisz w góry, cieszysz oczy magnetycznymi pejzażami o każdej porze roku, wspinasz się na trudniejsze szczyty, lub z najmłodszymi wybierasz prostsze i równie urokliwe szlaki. To za mało? Wskakujesz na rower i pokonujesz setki kilometrów wśród stworzonych ku temu ścieżek rowerowych "Geen Velo", po Podlasiu czy wzdłuż polskiego wybrzeża. Nie przepadasz za nadmorskimi kurortami i plażami usłanymi w sezonie siecią parawanów? Pędź na Mazury popluskać się w jeziorze, popływać łódką czy pokręcić nogą przy muzyce country. Poszukujesz czegoś oryginalnego? Czemu nie spłynąć zabudowaną tratwą po Biebrzy, chłonąc przyrodę pełną piersią, sprawdzając swych sił w warunkach typowo harcerskich i campingowych. Polska wyspa? Ależ tak, chociażby Wolin czy Wyspa Sobieszewska również na polskim wybrzeżu. Na jednej warto odbyć spacer szlakiem latarnii morskiej, drugą - poszukać wylegujących się na plaży fok.
Takich przykładów można by mnożyć mnóstwo, a myślę też, że niektóre są jeszcze nieodkryte. Nam zatęskniło się za polskim morzem, zapachem jodu, pyszną świeżą rybą zjedzoną przy jakiejś knajpce przy kanale, miałkim piaskiem i pięknymi polskimi plażami. Był czerwiec, okres pandemiczny, było rześko, zatem na “plażing” nie liczyliśmy. Pędziliśmy tyle kilometrów po wspomnienia, relaks ale i na polską pustynię - do Słowińskiego Parku Narodowego.
NOCLEGI W ŻARNOWSKIEJ K. ŁEBY
Trafiamy do “Sielanki” w Żarnowskiej K. Łeby. Początkowo lokalizacja wydawała się nam niezbyt atrakcyjna, bo za każdym razem nad morze musieliśmy podjeżdżać samochodem. Jednak widząc tłumy na każdym kroku w mieście, brak ustronia z ogrodem, w którym moglibyśmy odpocząć i ukoić zmysły, spowodowały, że szybko zmieniliśmy zdanie.
Od przesympatycznego właściciela - pana Waldka, otrzymaliśmy ogromny pokój dla naszej trójki z widokiem na stawy i kaczki. Mieliśmy do dyspozycji przestrzeń wspólną z aneksem kuchennym i jadalnią. Nasz nowy pupil - Chica - była w tym miejscu mile widziana a ogromny ogród pozwalał się jej wyhasać za wszystkie czasy. Na terenie obiektu stały również domki idealne dla rodzin czy grup znajomych. Tutaj każdy znalazł coś dla siebie: dla dzieciaków była tyrolka, huśtawki, trampolina, piłki do gry w siatkówkę, nogę itp., altanki zabaw, hamaki rozsiane po całym ogrodzie, sauna (oczywiście nie mogliśmy nie skorzystać:), rowery (płatne oddzielnie ale niewiele, a okolica wprost stworzona była do rowerowych wycieczek), część na grilla i ognisko, niektórzy nawet łowili ryby w stawikach na terenie obiektu.
Tuż obok “Sielanki” znajduje się duży akwen wodny - Jezioro Łebsko a 3 km dalej słynna Łeba i jej atrakcje.
ŁEBSKA PLAŻA
Powitała nas gęstą mgłą spowijającą niemalże całe otoczenie. Widoczność była bardzo ograniczona, a mroźny chłód paraliżował członki. Opatuleni z każdej strony (łącznie z naszą chihuahuą zestrojoną w swój nowy sweterek), mogliśmy jedynie pospacerować chwilę przy brzegu, wzdrygając się na jeszcze zimniejsze wody morskie. Wzdłuż kanału wracaliśmy na smakowitą rybkę “chodzącą za nami” jeszcze w Warszawie.
Oddalając się od morza, powietrze wydaje się jakby bardziej przejrzyste i cieplejsze, co sprzyjało kluczeniu po uliczkach Łeby, aż do jej centrum. Lody, gofry, kramiki z nadmorskimi pamiątkami, to wszystko co kojarzy mi się z polskim morzem i dzieciństwem spędzonym u babci. Mimo wszystko jednak cieszę się, że pod koniec aktywnego dnia możemy wrócić do zacisza naszej “Sielanki”.
Fot. Łeba i okolice 2020.
SŁOWIŃSKI PARK NARODOWY
to nic innego jak ta nasza polska pustynia, usłana ruchomymi (wędrującymi) wydmami, mierzejami, torfowiskami i plażami na powierzchni ponad 18 tys. hektarów. Na tych nieziemskich terenach nie byłam latami zapominając, że o własnych siłach (docierając jeszcze do plaży) trzeba będzie przejść ok. 15 km (w te i z powrotem). Najmłodsza ze stada lisów, Chica, nic nie robiła sobie z odległości w najlepsze przesypiając drogę w torebce. I tu ważna informacja - na teren SPN nie można wchodzić z czworonogiem, chyba że mamy dowód na to, iż jest to zwierzę ratuje nam życie. Nasza chihuahua fartem weszła z nami, jako że była jeszcze przed zestawem szczepień szczenięcych, kiedy unikaliśmy jej styku z innymi czworonogami, czy nawet ich odchodami.
Docierając do punktu finalnego wyprawy, trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo czekają nas: kolejki (i niezachęcająco wysoka cena) do parkingu, długa kolejka do kasy, stresy czy wejdziemy z psem do parku (większość musi zawrócić, a tej informacji nie było na stronie SPN), naprawdę długi spacer w lesie lub równolegle idącej szosie. Po prostym ból nóg może doskwierać. Oczywiście istnieje alternatywa dotarcia na miejsce rowerem, gokartami napędzanymi siłą ludzkich nóg czy busikiem sporadycznie pokonującymi tą trasę. Po drodze (gdzieś w jej połowie) dla spragnionych dodatkowych atrakcji, czeka Muzeum Wyrzutni Rakiet (Tajny Niemiecki Poligon Doświadczalny) oraz sezonowa przystań przy brzegu Jeziora Łebsko, skąd można dopłynąć do początku trasy w Rąbce lub dopłynąć do samych wydm. Rejsy odbywają się od 1 maja do 30 września. My pokonujemy cały odcinek w obie strony na własnych nogach. Ostatkiem sił docieramy do pustynnych krajobrazów. Jeszcze tylko mocny wysiłek, by pokonać strome podejście na wydmy i już możemy cieszyć się przyrodniczą “zdobyczą”. Mimo fal silnych wietrznych podmuchów, to surrealistyczne obrazy przygniatają nas swoim obliczem.
Jest po prostu przepięknie. Po chwili “achów” i “ochów”, zmierzamy ku plaży od strony wydm.
Fot. Słowiński Park Narodowy, 2020.
PODRÓŻ NAD MORZE I Z POWROTEM
W drodze do Łeby, gdzieś na Kaszubach, w Starej Kiszewie, natknęliśmy na Karczmę Viking, na obiad. Tak przepysznej kuchni nie spodziewałam się przy zwykłej drodze.
Już sam wygląd restauracji w środku i na zewnątrz wprawiał w osłupienie. Dach niczym z wioski hobbitów a dania tak wykwintne, że na samo wspomnienie ślinka ciekła. Wewnętrzny ogród pozwala delektować się posiłkami poza zamkniętą powierzchnią restauracji.
Wracając natomiast znad morza, zapragnęło nam się zatrzymać na 2 godziny nad jeziorem w Wiknie koło Nidzicy, na terenie Ośrodka Gawra. Wakacje w tym miejscu spędzała rok wcześniej męska część Lisów, zatem teraz musieliśmy odwiedzić je wspólnie. Poza obowiązkową kąpielą w jeziorze co odważniejszych, raczyliśmy się lenistwem na pomoście łapiąc nieśmiałe promienie słoneczne tego dnia, by tuż przed pysznym domowym obiadem zorganizować sobie czas w kajaku. Niestety czarne chmury szybciej zapędziły nas do brzegu, niż planowaliśmy.
Fot. W drodze nad polskie morze i z powrotem.
Byliście w Łebie? Co polecacie zwiedzić, gdy już będzie można?