Gdy tylko w 2020 r. po pierwszej fali pandemii zezwolono na turystykę w obrębie kraju, koniecznie musieliśmy jechać w góry a najchętniej zdobywając przy okazji kolejny polski szczyt górski.
KOCHANE GÓRY
Julian towarzyszy nam w wyprawach od maleńkiego, także oczywistym było, że i tym razem równie podekscytowany będzie przemierzał górzyste tereny. I czy na dogłębniejszy odbiór przyrody wpłynął wcześniejszy parotygodniowy “lockdown”, włączający pierwsze święta wielkanocne przymusowo spędzane w izolacji od rodziny, czy budząca się po zimie ze snu soczyście kolorowa przyroda, a może miks tych obu, spowodowały, że nasza radość sięgała zenitu. Wydawało się, że zapach natury przenikał nam do samochodu nawet przy zamkniętych oknach. Świeżo skoszona trawa, niemalże odblaskowa żółć rzepaku pokrywającego przydrożne pola, dostrzegalne okazy zwierząt, które zazwyczaj ciężko było dojrzeć w pędzie auta, tworzyły magiczny obraz. W tych oto warunkach zdobywaliśmy Śnieżnik.
SZLAK CZERWONY NA ŚNIEŻNIK
Na szczęście o swoje zdrowie fizyczne dbaliśmy już od początków pandemii, zatem trekking nas nie przerażał. A może wybraliśmy zbyt prostą trasę? Zdecydowaliśmy się na czerwony szlak z Międzygórza i parkingu usytuowanego za Wodospadem Wilczki oraz idącym dalej wzdłuż potoku Czarna. Szlak rzekomo ma zająć ok. 3 godzin w górę i pół godziny krócej w dół.
Szlak wiedzie początkowo spokojnie, by następnie przyjąć dość stromą formułę w lesie. Idąc zboczem Średniaka (1210 m n.p.m.) mamy szansę delektować się pięknym pejzażem na otaczające nas góry. Trzeba również przyznać, że docierając do Schroniska na Śnieżniku im. Zbigniewa Fastnachta, musimy złapać oddech. Końcówka była bardzo stroma. Niemalże każda górka dookoła budynku usiana jest turystami. My wolimy odpoczywać po zdobytym szczycie, zatem rzut okiem na okolicę i bierzemy się za ostatni już niedługi odcinek zielonym szlakiem na Śnieżnik.
Docierając na miejsce, mocno zastanawiam się, gdzie znajduje się punkt szczytu, dlatego że powierzchnia Śnieżnika jest bardzo rozpłaszczona i nie ma widocznego stromego zbocza. Otoczona niższymi szczytami przy dobrej pogodzie można dopatrzeć się wielu innych polskich masywów górskich. Gdzieś po jej środku możemy również dojrzeć pozostałości po kamiennej wieży widokowej z 1895 r., którą w celach bezpieczeństwa, zburzono w 1973 r.
Wynajdujemy sobie zaciszny kącik w dole góry delektując się przekąskami. Jedni rozpalają tu małe ogniska czy grilla kusząc zapachami grillowanej kiełbaski, ktoś tam rozbił namiot, pozostali rozpraszają się wokół góry wybierając szlak z sieci szlaków docierających do Śnieżnika. My po chwili wracamy tą samą trasą, siadając na Hali pod Śnieżnikiem (1075-1250 m n.p.m.) we wspomnianym schronisku (a właściwie na zewnątrz). Rozgrzewająca zupa łechce nasze podniebienia.
Świadomość, że możemy na naszym kwaterunku skorzystać ze spa (sauny oraz groty solnej), po tak ciężkim wysiłkowo dniu, unosi nas niemalże nad ziemią.
Fot. Zdobywamy Śnieżnik, 2020.
WYBÓR NOCLEGU
Przyjemnie zmęczeni wracamy do swoich kwater w Gorzanowie, a właściwie prywatnego drewnianego domku (na 6-7 osób, z prywatnym kominkiem, grillem i aneksem kuchennym, tarasem).
Osada Górski Potok, usytuowana wśród przyrody, szumiącym za oknem potokiem, zewnętrznym basenem (z którego nie korzystaliśmy z powodu wczesnej i trochę rześkiej wiosny), małym stawem i starodrzewiem wokół głównego budynku hotelowego z restauracją (również już nie goszczącą turystów w owym czasie), oraz - co nas przyjemnie zaskoczyło - tzw. Zaściankiem SPA (Wioską SPA), czyli ogrodzony teren z sauną, balią, jacuzzi oraz grotą solną (czynne dwa razy w tygodniu w cenie pobytu - my załapaliśmy się na raz).
Na terenie obiektu do dyspozycji gości jest: boisko do siatkówki, wiata ze stołami bilardowymi i piłkarzykami, możliwość wypożyczenia rowerów.
Fot. Osada Górski Potok w Gorzanowie, 2020.
Kolejnego dnia podbijamy Góry Stołowe, ale o ich tajemniczych szlakach pisaliśmy już wcześniej.