Duże zainteresowanie Bieszczadami spowodowało również, że mogliśmy pojawić się w nich dopiero w połowie trwania majówki, co bardzo uatrakcyjniło nasz urlop o inne góry po drodze (Łysogóry na Kielecczyźnie). Mogliśmy ten długi dystans do Ustrzyk podzielić na parę etapów zajeżdżając po raz pierwszy po drodze do Rzeszowa.
RZESZÓW - ATRAKCJE
Po 3 nocach spędzonych w sielskich warunkach agroturystyki w Dąbrowie Górnej, przyszło nam zamieszkać w modernistycznym, oszklonym wieżowcu, niemalże w centrum dużego, podkarpackiego miasta. Odbiór kluczy do prywatnego, nowoczesnego apartamentu, same wnętrza i widok z okna wprawiły nas w zachwyt. Do Rynku mieliśmy zaledwie 15 minut spokojnym spacerkiem, w tym większość czasu nad rzeką.
Po chwili czuliśmy się jak u siebie w domu, poznając coraz więcej zakamarków i atrakcji miasta.
RYNEK W RZESZOWIE
to miejsce, do którego trafi prędzej czy później każdy, kto zawita tu choć na chwilę. Trzeba gdzieś zjeść a tu jest naprawdę klimatycznie. W ciepłym sezonie na wielkim placu aż roi się od ogródków i parasoli przy knajpach, barach, kawiarniach i restauracjach. Wystarczy wybrać swoje smaki, ocenić możliwości finansowe (bo wiele z nich ma ceny typowo warszawskie) i delektować się smakami, piwem i klimatem rynku. Na szczególną uwagę zasługuje (wg nas): Ceska Hospoda oraz Stary Browar Rzeszowski z typowo staropolską kuchnią w wersji unowocześnionej.
Na środku mamy studnię, która jest częstym bohaterem zdjęć rzeszowskiego rynku. Plac otoczony jest starymi odrestaurowanymi kamienicami. W oko rzucają się Ratusz rzeszowski i Kościół Farnego z piękną Wieżą Zegarową. W środkowej części rozmieszczała się na podniesieniu scena pod koncerty, a tuż pod nią wyrasta popularna ostatnio atrakcja Rzeszowa, jakim są jego podziemia. O ile my z atrakcji nie skorzystaliśmy, będąc nadal pod wrażeniem Jaskini Raj, tak na pewno jest to jakaś odmiana do typowego zwiedzania miejskiego. Jednak są to raczej bardzo zadbane wnętrza, nie przypominające powojennych czy kopalnianych podziemi, które mogą wywoływać silniejsze odczucia.
Fot. Rzeszów na 2 dni, 2018.
OKOLICE PAŁACÓW I WILLI
W okolicy Rynku biegnie słynna ulica 3-ego maja a na niej stoi dumnie posąg Tadeusza Nalepy z gitarą, z którym z dużą radością zdjęcie robili sobie moi rodzice. Tutaj, gdzie nie obrócić głową, piękne kamienice, kościoły, szkoły, przeróżne instytucje. Zmierzając w kierunku Pałacu Lubomirskich, napotykamy na alejkę starodrzewia i jeszcze starszych budowli willi, w których umiejscowiła się Rada Miasta, siedziba radia czy biuro architektoniczne.
W samym Pałacu mieści się natomiast gmach sądu a w pobliskiej Letniej Rezydencji Lubomirskich trwał remont, by potem ponownie budynek trafił w ręce służby zdrowia. Dziwne wykorzystanie pięknej rzeszowskiej architektury, ale cóż. Tuż obok rezydencji znajduje się park Fontann Multimedialnych. Widzieliśmy je jedynie za dnia - bardzo przyjemne, relaksacyjne miejsce. W określone daty wieczorem fontanny tańczą w rytm muzyki i niesamowitych (podobno) inscenizacji cyfrowych. Za naszego pobytu niestety nie były prezentowane.
Niedaleko Rynku znajduje się jeden z wielu luksusowych hoteli, Grand Hotel, przez którego bogate wnętrza przechodzimy i siadamy na kawie i dobrym ciachu. Przez chwilę czujemy się jak panowie świata:), a właściwie panie, bo na słodkościach zasiadłam z mamą.
Fot. Atrakcje Rzeszowa, cz. 2.
MUZEUM DOBRANOCEK
Na tyłach Rynku znajduje się mały placyk (Plac Cichociemnych), przy którym mieści się Muzeum Dobranocek i Teatr. My udajemy się do tego pierwszego z naszym juniorem, zachwycając się bogatym zbiorem pamiątek z lat 80-tych. Wydaje mi się, iż większą radość z odwiedzin mam ze swoją mamą niż mój syn. Jednak projekcje paru bajek, w tym trzech z Reksiem robi swoje, i Julek zakochuje się w bajce, wieczorem chce oglądać tylko to.
POZOSTAŁE ATRAKCJE
W okolicy Muzeum mieści się lodziarnia u Eli - polecona na przez starszą mieszkankę Rzeszowa. Podobno te są najlepsze. Na rynku mają sporą konkurencję.
Chcąc się trochę w okolicy pogubić oddaliliśmy się w kierunku Pomnika Czynu Rewolucyjnego budzącego sporo kontrowersji. Obserwowaliśmy go ze strony skromnego, choć będącego relaksacyjnym akcentem naszego długiego spaceru, Ogrodów Bernardyńskich.
Tuż przy naszym lokum, na niewielkim skrawku trawy przy rzece, rozłożył się lunapark. Jako że jak na dłoni widzieliśmy go z okna, Julek nie darowałby nam gdybyśmy do niego nie zawitali. I tym sposobem: odbył swoją pierwszą przejażdżką na karuzeli na dużej wysokości (a ja o mały włos nie zwróciłam posiłków z całego dnia), poskakał standardowo na trampolinie i ustrzelił sobie prezent niespodziankę. Pozostałe atrakcje były albo zbyt strachliwe dla nas, albo typowo dziecięce.
Fot. Muzeum Dobranocek w Rzeszowie.
Wieczorem wracamy do domu, gdyż od rana czekała nas podróż w Bieszczady.
Byliście w Rzeszowie? Lubicie to miasto?