Zbieraliśmy się, zbieraliśmy i w końcu zabraliśmy ze sobą na majówkę dziadków Julka. Tak jak kiedyś wysłuchiwaliśmy wspominkowych opowieści ojca o Bieszczadach, do których dotarł po raz pierwszy jako 18-latek (a potem wzięliśmy go tam ze sobą jako ponad 50-latka), tak teraz po raz pierwszy chcieliśmy razem odczuć Łysogóry.
Ostatni raz odwiedziliśmy je 3 lata wcześniej, w typowo jesiennej aurze. Tym razem 9 dni majówki pozwoliło odbyć nam długą wycieczkę krajoznawczą w dół kraju.
SĘDZIWY DĄB BARTEK
był na naszej trasie w drodze do Dąbrowy Dolnej, w której tym razem planowaliśmy spędzić czas na terenie Gór Świętokrzyskich. Jako dziecko pamiętałam go z innej perspektywy, wydawał mi się wtedy jeszcze większy. Tym razem ja byłam większa, a on starszy. Bidulek już od dawna wspierany jest sztucznym stelażem a od wnętrza podobno zalany betonem, by choć trochę jeszcze przedłużyć jego żywotność. Kiedyś doznał sporych poparzeń będąc świadkiem dużego pożaru pobliskiej budowli, cierpiąc na tym martwicą części swego korpusu.
NOCLEG W DĄBROWIE DOLNEJ
koło Bodzentyna okazał się równie malowniczy jak w poprzedniej lokalizacji. Bardzo serdeczny gospodarz, oddający serce na talerzu, otoczenie przyrody i pasma Łysogór, rozbudowujące się zaplecze dla turystów, piękne, zadbane pokoje, to wszystko idealnie oddawało nazwę Magicznego Zakątka.
Miejsce na relaks na 2 huśtawkach czy hamaku, sporty na świeżym powietrzu na trawie tuż koło kurników i stodoły, za którą - tak a propos - mój mąż codziennie o świcie delektował się czarną kawą. Dla większego grona, nawet z dziećmi, na środku podwórka stała wiata z kominkiem i grillem. Jako że przypadły na nasze 2 rodziny 2 pokoje w oddzielnych budynkach, spotykaliśmy się niemalże po środku, przed gankiem rodziców, gdzie jadaliśmy śniadania na dworze, przy pięknym słońcu. Rozbudowany aneks kuchenny pozwalał pichcić do woli. Na obiady standardowo jechaliśmy do Bodzentyna (nie na rynek), gdzie w kompleksie restauracyjno-hotelowym zajadaliśmy się dobrą kuchnią (raz trafiła nam się gorsza.. zły dzień szefa kuchni??).
Przestroga (!)- wieczorami radzę jeździć bardzo ostrożnie. O mały włos nasza podróż zakończyłaby się właśnie na Dąbrowie Dolnej, kiedy na milimetry przed maską, w noc ciemną wyskoczyła nam sarna samobójczyni. Ocalała ona i nasze auto, ale wszyscy dostaliśmy palpitacji serca.
ATRAKCJE REGIONU
to oczywiście szlaki na najwyższe szczyty tych gór czyli
Łysicę i Łysą Górę. Poza piękniejszą pogodą, rodzice mieli szansę sprawdzić swych sił na niewysokich górach, a my przy idealnej przejrzystości powietrza zobaczyć Gołoborze i widok z niego tuż za Łysą Górą (wejście na platformę widokową w cenie wejścia do parku) oraz ujrzeć wieżę telewizyjno-radiową z bliska.
SZCZYTY ŁYSOGÓR
Z Łysicy można urządzić sobie prawdziwy trekking do Łysej Góry, ale zajmie nam on ok. 18 km i około 6-8 godzin. Przy Św. Krzyżu natomiast możemy wejść odpłatnie do krypty pod Bazyliką i ujrzeć dobrze zakonserwowane ciało jednego z nieboszczyków biskupów, wejść również odpłatnie na wieżę widokową Bazyliki, czy przekąsić coś w jadłodajni kościoła, na wewnętrznym patio czy w budkach na zewnątrz. Odradzam lody włoskie, które bardziej przypominały wodne lody o kremowym zabarwieniu! Dziwię się, że ktoś nie wstydzi się to sprzedawać.
Tuż za Bazyliką mieści się Muzeum Przyrodnicze, ale my nie chcieliśmy tracić godziny na fotografie i makiety, jak wiele rzeczy w tak piękną pogodę mogliśmy ujrzeć i poczuć na własne/ym oczy/ ciele.
Na Łysą Górę można dotrzeć dwoma szlakami, jednym niebieskim zwanym Szlakiem Królewskim, oraz od drugiej strony asfaltowej (skąd przybywają również uczestniczy Mszy Św.) dorożką z końmi, meleksem czy ciuchcią. Ta trasa jest bodajże krótsza i zdecydowanie mniej urokliwa.
Fot. Łysogóry na wiosnę, nowe lokum i atrakcje dla dzieci, 2018.
SABAT KRAJNO DLA RODZIN Z DZIEĆMI
i nie tylko. Park Rozrywki kryje w sobie, poza iście dziecięcymi atrakcjami, tj.: dmuchańce do skakania dla dzieci, łódki do pływania, statek kosmiczny (kulki i labirynty z rur), Kino 6D, park linowy, roll-coaster i inne, punkty gastronomiczne oraz wielki Park Miniatur Świata.
W tym ostatnim spędziliśmy mnóstwo czasu spacerując aż na szczyt góry, na której były również usytuowane. Opera w Sydney, WTC czy Statua Wolności w Nowym Jorku, Coloseum czy Bazylika Św. Piotra w Rzymie, Wieża Eiffla w Paryżu, Piramida w Kairze, to tylko jedne z nielicznych przedstawionych na ogromnym obszarze.
Do Parku wykupywało się oddzielne wejścia. Miniatury to jeden bilet (my rodzinny 2+1 za ok 50 zł), pozostałe również oddzielnie płatne i zależne od rodzaju również dopasowanego do wieku i odwagi dziecka. Na terenie Parku Sabat Krajno można zjeść, jednak menu restauracji niestety nie przypadło nam do gustu mimo, że wdzięcznie brzmiących nazw regionalnych dań: drągoły (pierogi z bobem) - małe czy goły (pyzy) - ze starych ziemniaków i jakby zakalcowate.
CO OFERUJE KIELECCZYZNA?
Będąc w Górach Świętokrzyskich nie sposób było ominąć stolicę regionu jakim były Kielce. Z Dąbrowy Dolnej dzielił nas od niej rzut beretem, a że nie mieliśmy kompletnie pojęcia, co tam możemy zastać, postanowiliśmy zostawić sobie to miasto na wieczór, na spacer. Zakupiony pod Bartkiem fotograficzny przewodnik oferował mnóstwo atrakcji, więc wiedzieliśmy, że chociaż nudno nie będzie.
KIELCE
powaliły nas na kolana. Najpierw otoczenie Łysogór wprawiło nas w osłupienie, gdy zamiast walących się biednych chat ujrzeliśmy po każdej stronie drogi piękne, nowe wille z równie zadbanymi ogrodami i czystym otoczeniem. Tak i Kielce, po odwiedzinach, słusznie można nazwać klimatycznym, artystycznym miasteczkiem.
Fot. Kielce 2018.
JASKINIA RAJ
O tej słyszał niemal każdy Polak. Warto pamiętać, że wejście w podziemia trzeba sobie zarezerwować z dużym wyprzedzeniem. My zrobiliśmy to już 2 miesiące wcześniej, wybierając online datę i godzinę wejścia. W okresie majówkowym ceny są dla wszystkich jednakowe i ulgowe bilety nie obowiązują. Wycieczka z przewodnikiem trwa około 45 minut, jest dość zimno (więc warto ubrać się ciepło), wewnątrz jest zakaz wykonywania zdjęć czy filmów (jakichkolwiek), a do środka wchodzimy bez plecaków czy toreb.
Jaskinia jest zachwycająca, tysiące jak nie więcej stalaktytów, stalagmity, przeróżne formacje skalne, woda, kształty dopasowane do naszej wyobraźni:).
Do atrakcji można dokupić wejście do Pierwszego Centrum Neandertalczyka. Nie skorzystaliśmy, bo kwota robiła się już duża na naszą ekipę. Całe otoczenie Jaskini jest bardzo zalesione, zielone i przyjazne. Przed wyruszeniem do Chęcin siadamy na gofra i dobrą kawę.
ZAMEK W CHĘCINACH
był po drodze do Rzeszowa i 4 minuty od Jaskini Raj. Sama miejscowość dość ciekawie prezentowała się na fotografiach, ale tym razem postanowiliśmy zobaczyć ją jedynie z góry, właśnie z terenów przyzamkowych. Samo otoczenie przyjazne i przyjemne, lecz w całokształcie - wg mnie - zbytnio rozdmuchane i wydaje się być skarbonką bez dna. By w piękny, słoneczny dzień zaparkować w pobliżu zamku, trzeba postawić auto na parkingu płatnym, bo wolne dawno są zajęte. Idąc deptakiem z kocich łbów do zamku, po jednej stronie rozpościera się piękna zielona polana, po drugiej knajpki, stragany i wszystko, czego dusza zapragnie by już wcześniej wydać pieniądze.
Do kasy z biletami do Zamku w Chęciach jest kolejka, a wejście jak dla mnie osobiście za drogie. Poza murami zamku, które są oczywiście ciekawe a wewnętrzne podwórza całkiem spore, to nie oferują zbyt wiele. Podczas majówki wydawało się, że dzieje się tu więcej, ale z obiecanego średniowiecznego tańca wyszły jakieś nieporadne podrygiwania paru starszych pań bez polotu, a wystrzał z armaty wystraszył naszego 7-latka mimo że był cichszy od kapiszonów (ale on wyszedł przed wystrzałem).
Jedną z atrakcji było wejście na niższą wieżę - i tu się udało. Na drugą nie starczyło mi wytrwałości w oczekiwaniu w niekończącej się kolejce do wejścia. By strzelić z łuku, czy mieć zdjęcie na sztucznym koniu w całym uzbrojeniu również trzeba było zapłacić. Nie lubię takich atrakcji.
Fot. Jaskinia Raj i Zamek w Chęcinach, 2018.