A teraz trochę o bardziej standardowej formie „zwiedzania” Bieszczad. Większość tras znamy już prawie na pamięć, a mimo to ciągnie nas tam jak nigdzie. I zawsze uda się zrobić jakieś ciekawe, niepowtarzalne zdjęcie. Jak zwykle lądujemy w Ustrzykach Górnych, bo to jedne z nielicznych tu miejsc, które rozbudowywać się nie może, ewentualnie ciut ulepszyć.
Nocleg w Ustrzykach Górnych
Wioska proponuje zróżnicowaną ofertę noclegową, w zależności od zasobności portfela jak i warunków, na jakie gotowi jesteśmy przystać, gdy obłożenie jest duże, a pragnie się nam mimo wszystko odwiedzić Bieszczady tu i teraz. Tak więc do wyboru mamy: Zajazd pod Caryńską (który w 2008 roku jeszcze zajazdem nie był a już w 2012 roku się rozbudowywał z małej klimatycznej knajpy w restaurację z pokojami hotelowymi o wyższym standardzie), Hotel Górski PTTK (w dość PRL-owskim stylu, lecz z – podobno – świetnymi śniadaniami), Hotelik Biały (oferujący bardziej hostelowe warunki, niedrogie pokoje wieloosobowe ze wspólną łazienką, małym aneksem kuchennym i niepowtarzalnym klimacie) oraz szeroki wachlarz kwater prywatnych a nawet spanie na sianie (wynajmowanych przez pracowników BdPN, gdzie można podpatrzeć życie mieszkańców i się nawet z nimi zżyć:). My wylądowaliśmy w warunkach hostelowych, jako że przed pierwszą podróżą, dość długo żegnaliśmy się z rodziną i bliskimi i towarzyszyli nam oni w ostatnich miesiącach wszędzie, gdzie się ruszaliśmy:).
Połonina Wetlińska
Był listopad i jak na zbliżającą się zimę, trafiliśmy na świetne warunki i piękną złotą jesień w polskich górach. Dla rozruchu rozpoczęliśmy rodzinny trekking spod Bereżek (gdzie samochodami podjechaliśmy z Ustrzyk a dokąd dojeżdża również busik – rozkład jazdy należy sprawdzić na przystanku autobusowym) na Połoninę Wetlińską. Stąd nieustająco stromym podejściem docieramy do Husiakowej Skały oraz Chatki Puchatka (schroniska PTTK). Do tego punktu powinno się dotrzeć w około godzinę (dobrym tempem) lub ciut dłużej. Schronisko oferuje oczywiście pyszne zimne piwo lub herbatę góralską z wkładką idealną na chłodne dni. Jeśli pogoda na to pozwoli warto iść dalej, przez Połoninę Wetlińską aż do Wetliny, bądź ten zdecydowanie długi odcinek zostawić sobie na inny dzień (gdyż nie jest on zupełnie taki prosty mimo, że idziemy granią).
Na późny obiad bądź wczesną kolację lądujemy (wtedy) w Caryńskiej (obecnie Zajeździe Caryńskim), który jest najczęściej (jak nie prawie zawsze) otwarty i serwuje super jedzenie lub odwiedzamy (nieistniejącą już) „Wilczą Jamę” w Muczne na pysznych daniach z dziczyzny. Tutaj witają nas osiołki gospodarzy.
*
Wczesna wiosna 2011. Na świecie jest już mały Lis, ale zostawiamy go pod opieką babci, by pokonać po raz pierwszy Połoninę Wetlińską od Wetliny (od tzw. Starego Sioła, przez Piotrową Polanę do Przełęczy Orłowicza). Przy głównym sklepie spożywczym zostawiamy na parkingu samochód (lub też ktoś, kto nie idzie w trasę wraca do Bereżek i tam długooo na nas czeka), kupujemy bilety wejściowe w sklepie i ruszamy. Trasa jest dość długa i czekają nas sinusoidalne przemieszczenia. Lecz widokowo jest wprost idealna i ten długi czas warto wykorzystać na delektowanie się Bieszczadami. Mijając Hnatowe Berdo, Osadzki Wierch, docieramy do wspomnianej wcześniej Chatki Puchatka i po zasłużonym odpoczynku schodzimy do Bereżek.
To, co w Bieszczadach jest naturalne i wydawałoby się bardziej bezpieczne, to wszechobecny autostop. Naturalnym jest go łapanie, bo poza sezonem z autobusami jest na bakier a mieszkańcy i przybywający tu turyści rozumieją autostopowicza, jak nigdzie indziej.