Sudety Środkowe. Pasmo powstałe kilkadziesiąt milionów lat temu z „płatów” piaskowca ułożonego poziomo na kształt stołów. Stąd nazwa – Góry Stołowe. Niegdyś wydawałoby się odległościowo mniej dostępne na weekend dla większości z nas. Odkąd na Wrocław popędzimy autostradą, trasa w te malownicze tereny idzie zdecydowanie sprawniej, a perspektywa dłuższego weekendu napawa ekscytacją, bo w śląskim jest co robić.

Moja miłość do gór zaczęła się dość późno, bo w ten nieodgadniony przeze mnie świat wciągnął mnie Krzysiek, gdy tylko się poznaliśmy. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że do tej pory podświadomie nic nie pchało mnie w te wyższe partie ziemi. Ale gdy już miałam okazję wciągnąć się w tę przygodę, wracałam do niej tak często, jak to tylko było możliwe.

maj 05, 2015

A CO JEŚLI…?

 … okaże się, że podczas krótkiego, wyczekiwanego urlopu pogoda będzie utrudniała aktywny wypoczynek lub będziemy mieli chęć zadośćuczynić uczestnictwu dziecka w górskich wyprawach serwując typowo dziecięcą niespodziankę? Pozostaje nam dowiedzieć się wcześniej, jakie mamy alternatywy dla braku pogody i czy w okolicy znajdują się ciekawe atrakcje dla dzieci.

"Augustowskie noce
Nad brzegami drzemiące,
Noce parne, gorące,
Osłonięte przez mgłę.
Augustowskie noce
Zatopione w jeziorach,
Niepoznane do wczoraj -
Odnalazły dziś mnie."

 A teraz trochę o bardziej standardowej formie „zwiedzania” Bieszczad. Większość tras znamy już prawie na pamięć, a mimo to ciągnie nas tam jak nigdzie. I zawsze uda się zrobić jakieś ciekawe, niepowtarzalne zdjęcie.

 

W Kazimierzu nie byłam już 10 lat, ale miło wspominałam rodzinne wyjazdy do tej, oddalonej od naszego domu o 2 godziny drogi miejscowości nad Wisłą. Julek nie był tam jednak nigdy. O Bałtowie natomiast słyszałam nie raz, ale zawsze w weekend wypadało coś ciekawszego, co nie pozwalało zebrać się w 3 minuty do podróży typowej pod dziecko.

Zdecydowanie dużym przedsięwzięciem było wdrapanie się na Wielką i Małą Rawkę z dzieciakami niesionymi w 80% w nosidłach. Teraz zastanawiam się, jak tego dokonaliśmy. Czasami, przy kiepskim dniu, człowiek sam ledwo dociera na te szczyty.

 

Szklarska Poręba wzbudziła we mnie zachwyt od pierwszego wejrzenia, kiedy pojawiłam się tam z Lisem kilkanaście lat temu. Mimo znikomej radości z narciarstwa to tu stawiałam jedne z pierwszych poważnych kroków na nartach i tu również na nartach poważnie się wywróciłam. Mimo gorszych doświadczeń chciałam kiedyś odwiedzić ten górski kurort latem, widząc plusy pięknych krajobrazów, z nadzieją na długie piesze wycieczki. I latem pojawiliśmy się tu, gdy byłam w 7-mym miesiącu ciąży i wtedy o trekkingach mogłam jedynie pomarzyć. Trzeba było tu wrócić kiedy indziej.

Być w Bieszczadach i nie wejść na ich najwyższy szczyt? Niewybaczalne:).

Lubię wracać w stare zakamarki a te stały się dla mnie wspomnieniem, gdy w Zawoi (najdłuższej polskiej wiosce) spędziłam swój pierwszy romantyczny weekend z Lisem (jeszcze wtedy moim chłopakiem:).