środa, 26 sierpień 2015

KORSYKA Z DZIECKIEM, SAMOCHODEM I POD NAMIOT (2013)

Podobno „Korsyka została stworzona w siódmym dniu tygodnia, kiedy to zmęczony Pan Bóg nie miał sił wymyślać nowych cudów świata. Postanowił więc połączyć najpiękniejsze z dotąd stworzonych krajobrazów. Wybierał tylko to, co wydawało mu się najładniejsze: wybrzeża, pustynie, skaliste góry pokryte śniegiem. Połączył wszystko razem i umieścił na Korsyce, która stąd właśnie bywa nazywana Île de Beauté (piękną wyspą).”

Podobno „Korsyka została stworzona w siódmym dniu tygodnia, kiedy to zmęczony Pan Bóg nie miał sił wymyślać nowych cudów świata. Postanowił więc połączyć najpiękniejsze z dotąd stworzonych krajobrazów. Wybierał tylko to, co wydawało mu się najładniejsze: wybrzeża, pustynie, skaliste góry pokryte śniegiem. Połączył wszystko razem i umieścił na Korsyce, która stąd właśnie bywa nazywana Île de Beauté (piękną wyspą).”

Po raz pierwszy pojawiła się w naszych głowach podczas organizacji miesiąca miodowego sprzed lat. Wtedy palec krążący po mapie w okolicy Lazurowego Wybrzeża powędrował ku Morzu Śródziemnemu i skromnie utknął z ciekawością przy kropce w kształcie nerki. Parę zdań wyczytanych o wyspie wystarczyło, by spędzony tam krótki czas zakręcił nam w głowie na tyle, by marzyć o powrocie na nią przy okazji kolejnych wakacji. Lecz tym razem na dłużej.. Jednak w 2006 roku informacji o Korsyce było w przewodnikach i portalach internetowych jak na lekarstwo. Nie to co teraz. Poza tym teraz są jeszcze „Lisy w drodze”:).

W 2013 roku nasz Julek był już na tyle duży, że mogliśmy wrócić marzeniami do pierwszych odwiedzin na Île de Beauté, a dodatkowo stworzyła się w naszym życiu okazja spędzenia miesięcznego urlopu w czerwcu. Forma spędzenia wakacji była dla nas oczywista: samochodem i pod namiotem. Bo to najlepszy sposób, by poczuć ten mały, francuski raj.

fot. Nasza trasa po Korsyce (2013)

PRZYGOTOWANIA

Wyprawa po raz pierwszy w życiu 2,5-latka pod namiot, na miesiąc, z pokonaniem samochodem ponad 1000 km, wymagała od nas wstępnych przemyśleń, przegadań i konkretnych przygotowań.

Ubezpieczenie zdrowotne na czas wakacji w Europie wydawało się równie istotne jak w przypadku wyprawy do mniej cywilizowanych krajów. Bo oczywiście dostęp do służby zdrowia może i na wyspie byłby większy i łatwiejszy, ale i cena takiej ‘’przyjemności’’ mogłaby puścić nas z torbami i uszczuplić wakacyjne wydatki. Okazało się wtedy, że nie ma potrzeby wykupywania dodatkowego pakietu zdrowotnego na terenie Europy, skoro było się ubezpieczonym zdrowotnie w kraju zamieszkania. Wystarczyło wypełnić wniosek o uzyskanie EKUZ (Europejskiej Kazrty Ubezpieczenia Zdrowotnego), dostarczyć do właściwego oddziału NFZ i gotowe! (dodatkowe informacje można znaleźć np. tu : ubezpieczeniaonline.pl).

Trasa dotarcia na miejsce. Można na wiele sposobów, lecz poznawanie Korsyki bez samochodu jest dość trudne jak nie prawie nierealne. Ciężko tu bowiem o komunikację miejską, a jeśli w ogóle takowa istnieje (z czym się nie spotkałam), to najprawdopodobniej w większych miastach ułatwiając dotarcie Korsykanom do pracy na miejscu. Zatem jeśli zdecydujecie się na lot samolotem (niestety nie spotkałam się jeszcze z korzystnymi cenami biletów lotniczych), na miejscu trzeba wynająć samochód. Koszty rosną na tyle, że chyba faktycznie lepiej jechać swoim samochodem, z dojazdu zrobić również przygodę a z małym dzieckiem rozłożyć ją na dodatkowe 2-3 noclegi. Jako że pokonywaliśmy wielokrotnie odcinek w kierunku Morza Śródziemnego samochodem, oczywistym dla nas było dotarcie do portu morskiego, skąd odpływałby prom na Korsykę. Promy płyną z Francji i Włoch (od naszej strony) a najpopularniejsze to : Corsica Ferries (z najtańszymi biletami), SNCM oraz Moby Lines (w sezonie). Ceny uzależnione są od: sezonu podróży (okres wakacyjny, weekend – większy ruch, prom nocny z dostępem do kajut, czasu pomiędzy zakupem a datą podróży – im dłuższy, tym taniej ; ilości podróżujących i wielkości pojazdu, którym się podróżuje oraz oczywiście miejsca, z którego się wypływa – porty włoskie lub francuskie). Informacje o połączeniach można zweryfikować na stronach przewoźników : corsica-ferries.fr, corsicaferries.promy.pl, snmc.fr, mobylines.com. Najpopularniejsze porty po stronie Korsyki to : Bastia, L’ Îlle Rousse, Calvi, Ajaccio, Propriano oraz Porto Vecchio i Bonifacio, z którego odchodzą promy na Sardynię. Za pierwszym razem płynęliśmy do L’ Îlle Rousse z Nicei (ok. 5 godzin, za dnia a wracaliśmy z Calvi). Z dzieckiem płynęliśmy z Livorno do Bastii (z Genui również odpływają promy na Korsykę, lecz wtedy cena diametralnie różniła się od tych z Livorno i była wyższa nawet po uwzględnieniu pokonania przez nas samochodem dłuższego odcinka do portu w Livorno i dodatkowego noclegu po drodze).

"Sprzęt biwakowy". Nie wolno się oszukiwać, że będzie tanio. Po pierwsze Korsyka leży w Europie, a po drugie to wyspa, więc ceny bywają nawet wyższe niż w pozostałych krajach Unii. Z tegoż powodu, wydłużonego czasu urlopowego i zagwarantowanej pogody, zdecydowaliśmy się na spanie pod namiotem. Chcieliśmy być przygotowani na tyle, by z przyjemnością spędzać czas przed namiotem, mieć możliwość wygodnego przygotowywania posiłków, a całość miała być łatwa w użyciu, szybka do rozłożenia i niezajmująca dużej przestrzeni w samochodzie. Na naszej liście znalazły się : 4-osobowy namiot (który najpierw po zakupie na próbę rozkładaliśmy na działce rodziców ; i dobrze, bo się okazał trudniejszym egzemplarzem na pierwszy raz :), 2 podwójne materace + ręczna pompka do nich, prześcieradła, poszwy na kołdry (bez kołder), 1 koc (i dobrze, bo okazało się, że pierwsze noce w czerwcu po zachodniej części Korsyki były wyjątkowo zimne i spaliśmy ubrani na cebulkę), 2 cienkie śpiwory (dokupione w korsykańskim Carrefourze, gdy okazało się, że zimne noce nami telepią), karimaty, składany stolik + 3 krzesełka, parasol słoneczny, kuchenka gazowa (dość duża jak na "turystyczną", ale z dwoma palnikami, świetnie się sprawdziła, gdy dodatkowo okazało się, że nie stać nas nawet na jeden posiłek dziennie poza namiotem), garnek teflonowy i teflonowa patelnia, plastikowe sztućce i naczynia, podstawowe dodatki ułatwiające gotowanie i mycie naczyń, ściereczki, deska do krojenia, ostry nóż, scyzoryk, linki, hamak, apteczka z niezbędnymi lekami (leki z paracetamolem sprzedawane są we Francji na receptę), zapałki, latarki na głowę i namiotowa, repelenty na moskity oraz coś na poparzenia słoneczne czy ugryzienia. A poza tym: zabawki (którymi chętnie bawiłby się nasz syn) i malowanki, zestaw plażowy dla dziecka, wszystkie możliwe kosmetyki (do higieny i ochrony przed słońcem), jednorazowe mokre chusteczki (extra produkt!), dobra książka, laptop (niestety przy własne działalności pracowało się zdalnie, choć dostęp do internetu był na Korsyce dość utrudniony), puszki z jedzeniem oraz herbata i kawa (na miejscu można kupić wszystko, jednak ceny niestety są dość wysokie) oraz wszystko to, co potrzebuje dziecko na swym etapie rozwoju (u nas były to : pampersy, butelka ze smoczkiem do picia wody i mleczka, parę słoiczków z gotowym jedzeniem, leki na gorączkę, termometr elektryczny i in.).

Dobry przewodnik i mapa. Pierwsze już było dostępne w księgarniach, część wiedzy już posiadaliśmy a pozostałą weryfikowaliśmy na różnych korsykańskich portalach internetowych (visit-corsica.com, corsica-guide.com, korsyka.net, corsica.voyage.free.fr). Dobrą mapę warto kupić na miejscu, na pierwszej lepszej stacji benzynowej, bo mamy wtedy pewność, co do aktualnych informacji o nowych połączniach, drogach itd.

Język. Na Korsyce używa się mieszanki francuskiego i włoskiego, więc ten, kto zna jeden z tych języków dogada się na miejscu bez problemu. Z językiem angielskim trochę na bakier, ale wtedy można trochę pogestykulować. Każdy przewodnik powinien posiadać chociaż podstawowe zwroty w języku francuskim czy corsu.

Najtańsze na wyspie są największe miasta portowe: Bastia i Ajaccio, więc warto przemyśleć dodatkowe zakupy spożywcze w tych miejscach (jeśli tam dopływa nasz prom) lub napełnienie baku paliwem (na wyspie nie ma aż tylu stacji benzynowych, a jak są oczywiście przerażają cenami).

Zaplanowanie trasy Polska – port europejski. W naszym przypadku: Warszawa – Livorno (z noclegiem w Wodzisławie Śląskim oraz pod Wenecją, wszystko spontanicznie i bez rezerwacji, chociaż przyznam, że poszukiwanie noclegu we Włoszech przysporzyło nam sporo stresu i nerwów, gdyż oznaczenia hoteli/moteli były niewidoczne przy autostradzie lub nie było ich wcale, a gdy były trzeba było liczyć się z cenami rzędu 80 EUR/noc lub więcej). Poza kosztami noclegowymi, prowiantowymi oraz benzyny na trasie, wzrosną one o opłaty autostradowe i winiety w niektórych krajach.

Wydatki. Wszystko zależy od standardu, jaki będzie nas interesował. Ale w przypadku noclegów rozbieżność pomiędzy polem namiotowym a hotelem czy zwykłym kwaterunkiem to różnica rzędu 60 EUR i w górę. Ten pierwszy kosztuje mniej więcej 20 EUR (samochód, 2 osoby dorosłe + dziecko), drugi – od 70 EUR w górę, gdzie ta kwota rzadko się zdarza i musimy się liczyć z dużo wyższymi kwotami. Hotel w tej cenie nie zawsze oferuje śniadanie. Samodzielne gotowanie może być męczące, ale gdy spędza się czas pod namiotem, stanowi dużą przyjemność w ciągu dnia. Warto zaopatrywać się w większych supermarketach a korsykańskie przysmaki zostawić sobie na „deser”, na wyjątkowe wyjście czy zakup jako pamiątka do domu czy prezent dla najbliższych. Rzadko kiedy w restauracji zdarzają się posiłki za 10 EUR (mogą to być jedynie sałatki czy przekąski). Danie główne kosztuje ok. 20 EUR/ os.

CAP CORSE

Wyruszamy o świcie, gdyż nocne podróżowanie z maluchem w naszym przypadku się nie sprawdziło. Nocujemy tuż przy granicy z Czechami, docierając do Wodzisława Śląskiego wczesnym wieczorem. Zakładaliśmy, że noc w Polsce będzie dla nas tańsza niż nawet tuż za naszą granicą. Okazało się, na nasze nieszczęście, że w tej kompletnie nieznanej nam miejscowości, brakuje miejsc noclegowych, gdyż każde zajęte było przez gości weselnych zjeżdżających się przeddzień ceremonii ślubnej swych bliskich. Wyjątkowo znaleźliśmy miejsce w klimatycznym leśnym dworku, w którym wnętrza wydawały się iście królewskie, jak i śniadanie w cenie serwowane w pięknej i przygotowanej również pod wesele, sali restauracyjnej.

Po pokrzepiającym śniadaniu ruszyliśmy pełni werwy w drogę, przepięknymi autostradami zatrzymując się tylko na rozprostowanie kości i jakieś ciepłe posiłki. Ostatkiem sił dotarliśmy na obrzeża Wenecji, gdzie w skupisku hoteli-molochów znaleźliśmy pokój dla siebie. Dziecko było tak szczęśliwe, ze już nie musi siedzieć w tym swoim niewygodnym, krępującym ruchy, foteliku, że ze szczęścia skakało po wielkim małżeńskim łożu aż do snu. My jedynie pokręciliśmy głowami na widok rachunku za pokój i z większym apetytem rzuciliśmy się do pysznego, włoskiego śniadania. Na wieczór i przed czasem, dotarliśmy do portu w Livorno, skąd odpływał Corsica Ferries do Bastii. Na statku mieliśmy swoją dwuosobową, wąską kajutę. Julkowi rozłożyliśmy wózek i ustawiliśmy między naszymi pryczami. Tej nocy morze było niespokojne, więc zasnęłam równie szybko jak bobo, ukołysana swoją chorobą morską i wsparciem aviomarinu.

CAMPING „A STELLA”

Z lekkim zawrotem głowy zjechaliśmy z drugiego pokładu naszego promu w porcie w Bastii. Planowaliśmy spędzić pierwsze chwile na Korsyce w jej zachodnio-północnej części, tzw. Cap Corse. By dotrzeć w okolice St. Florent (korsykańskie Saint Tropez), wybraliśmy drogę około 25-kilometrową D80 przecinającą półwysep przez jej środek, aż do Patrimonio (jedną z wiosek słynącej z wyśmienitego wina), gdzie przenocowaliśmy. D81 zaliczana jest do dość trudnych odcinków samochodowych, więc jeśli tylko obawiamy się krętych dróg, a samochód jest bardzo obciążony czy ciągnie przyczepę campingową, zaleca się dłuższy (bo okrążający całe Cap Corse) odcinek D80. Samo Cap Corse to około 40-kilometrowy wąski półwysep o szerokości 10 km, pokryty pasmem górskim spadającym ostrymi klifami do morza. Tajemnicze plażyczki (piaszczyste, żwirowe i kamieniste) umiejscowione wśród maleńkich wiosek i portów rybackich, bogata historia miejsca (handel głównie z Pizą tutejszym wyśmienitym winem oraz walka Genui o korsykańskie tereny, o czym świadczą rozrzucone po wyspie genueńskie wieżyczki obronne) przyciągały jak magnes. Jechaliśmy do Farinole w poszukiwaniu campingu, który mile wspominaliśmy z pierwszej wyprawy – „A Stella”.

I wyobraźcie sobie, że – podobno – nie przyjechaliśmy w sezonie, a to oznaczało: niższe ceny niż zwykle (jak to możliwe, że mogą być wyższe!) oraz mniejszy problem z noclegami, miejscami na campingach, większym wyborem fajnej lokalizacji namiotu. Cóż.. nasz namiot stanął po środku wzniesienia, osłonięty od morza wysokim krzewem chroniącym przed ewentualnym wiatrem od wody nocą i tworzącym cień przed ostrym słońcem za dnia, jedliśmy posiłki z widokiem na morze i zachwycaliśmy się widowiskowymi zachodami słońca a do plaży mieliśmy 10 sekund. Czego chcieć więcej?

Za dnia, spacerując przez cały camping i naszą pobliską, kamienistą plażę, wędrowaliśmy skalistym poboczem na dalszą plażę usłaną białym piaskiem. Tam spędzaliśmy czas, pluskaliśmy się w ciepłym morzu (mimo zimnych nocy, woda była przyjemna), a czasami spacerowaliśmy do pobliskiej restauracji na plaży na jakąś pizzę (najtańsze danie), kawę czy żeby skorzystać z darmowego (przez 30 minut) internetu. Junior chciał uczestniczyć we wszystkich dorosłych czynnościach, więc pomagał myć jedzenie, zmywać naczynia (sadzaliśmy go na wysokich umywalkach i płukał z płynu do zmywania), a w wolnej chwili rozwiązywał zadania (malowanki, pisanki, wycinanki itd.). Podczas rozkładania i składania namiotu pomagał wbijać/ wyjmować śledzie, albo zasiadał na swojej „biedronce” i malował lub wymyślał sobie zabawy. Wieczory spędzaliśmy ze Sławkiem, który okazało się przyjechał na Korsykę za pracą i właśnie wspomagał swym silnym ramieniem teren campingu. Bardzo sympatyczne spotkanie. Nowy wujek również ujął naszego syna - jednym słowem kolejna osoba do zamęczania:).

Czytaj dalej.

Fotogaleria: Cap Corse (Farinole) 2013

3 komentarzy

  • asia
    asia czwartek, 27 sierpień 2015

    Tak jakoś o tej Korsyce, wydaje mi się, niewiele się mówi czy pisze. A jest tak nieodległa, zaskakująca różnorodnością krajobrazów. Właściwie na tej małej wyspie można znaleźć wszystko. I z wysokimi cenami można sobie poradzić - jechać na camping:)

  • Ola oops!!
    Ola oops!! czwartek, 27 sierpień 2015

    U mnie lato tez bylo korsykanskie. wspaniale bylo.

  • Kuba
    Kuba czwartek, 27 sierpień 2015

    Wyraziście opisane, tych rejonów Europy jeszcze z dziećmi nie odwiedzaliśmy, dzięki przyda się.

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.