Ta potrawa, brzmiąca niemal jak jakieś hinduskie zaklęcie, to nic innego jak jedno z lżejszych (mniej lub niepikantnych) dań kuchni tajskiej. Mam w zwyczaju (i wiedzą o tym również moi goście) na różnych obiadowych okazjach przygotowywać egzotyczne potrawy, których albo do tej pory nie jedli albo my się już za nimi stęskniliśmy i nie mieliśmy okazji w polskich restauracjach zjeść ich w jak najbardziej zbliżonym do oryginalnego wydania.
To przede wszystkim: uruchomiony w lutym 2016 roku - Hotel Pałac Alexandrinum mieszczący się około 20 km od Warszawy, w wiosce Krubki - Górki oraz klimatyczna kawiarnia Cafelokomotywa, która ukryła się we wnętrzach Dworca PKP w Otwocku.
Znikł śnieg i nocne przymrozki a promienie słońca zapukały delikatnie w okno. Już od paru dni wiosna dawała o sobie znać głośniejszym świergotem przeróżnego ptactwa, wykwitem barw oczekiwanych z utęsknieniem kwiatów na jaskrawo-zielonej, młodej trawie, odgłosami radości dzieci na pobliskich placach zabaw, zwiększoną liczbą rowerzystów na ścieżkach rowerowych i pozamiejskich zakamarkach.
W końcu zasiedliśmy przed północą w autobusie. Klima buchała z każdej strony, ale bez trudu zasnęliśmy. Wybudziło nas poranne przejście przez granicę z Kostaryką o trzeciej rano, które trwało aż do w pół do szóstej. Nigdy w życiu nie widziałam tak niesprawnej odprawy celnej.
Wyspaliśmy się za wszystkie czasy. I dobrze, bo czekał nas „busy day” (aktywny dzień) w Panama City. Od jakiegoś czasu w nadziei na utrzymanie szczupłej sylwetki po ostatnich treningach i moim zatruciu (...)
Gdy otworzyłam rano oko, robota - mająca na celu usunięcie pozostałości pułapki – miała się ku końcowi. Zwinny Emilien pomógł Fabianowi pozbyć się sieci. Krzysiek wskoczył do wody, bym zrobiła mu parę fotek, jaki to on odważny i że jakoby uczestniczył w akcji ratunkowej:).
Wybudził nas dość wcześnie wszechobecny zaduch i skwar. Becky wyglądała na porządnie skacowaną – nie zazdrościłam jej tego. Na łódce w normalnych warunkach buja a teraz gdy nie bujało, ona zapewniła sobie dodatkowe fale:). Wylegliśmy z Lisem na pokład skorzystać z pięknego słońca. Nawet nie musieliśmy się wyjątkowo starać, by się dobrze opalić.
Wieczorem, gdy w końcu przestało zaciekle bujać, zgłodniałam. Po chwili jednak tylko się zdenerwowałam, bo Fabian nie miał najmniejszego zamiaru przygotować czegokolwiek na kolację. Zdziwiony z uśmiechem na twarzy zapytał czy zrobić mi kanapkę, gdy zobaczył mnie zajadającą się własnymi krakersami. Miałam gdzieś jego kanapki i powoli zaczynał działać mi na nerwy.
Początkiem ciekawie zapowiadającego się rejsu byliśmy zawiedzeni i z każdą godziną coraz bardziej zdenerwowani i zniecierpliwieni. Wczesnym rankiem cała ekipa, która planowała dostać się łódką Fabiana do Panamy, stawiła się w „Casa Viena”, gdzie mieliśmy się z nim spotkać.
Gdy okazało się, że będziemy towarzyszyć Lisowi w służbowej podróży do Katowic, pierwsze o czym usłyszałam i szybko próbowałam zorganizować tam wyprawę, to Kopalnia Guido pod Zabrzem.
Lisu wyjeżdżał na Śląsk służbowo. Dawno nie mieliśmy szansy odpocząć razem nawet weekendowo poza rogatkami Warszawy. Zima nie cieszyła oczu puchowymi, śnieżnymi dekoracjami, Julek zapomniał już, że kiedykolwiek jeździł na sankach a narciarza chyba nigdy na żywo nie widział.
…czyli ciąg dalszy poszukiwania oryginalnych, nietypowych, popularnych a może zupełnie nieznanych miejsc, zdarzeń czy atrakcji mających miejsce w stolicy.
Mimo, że niejednokrotnie spędzaliśmy dni leniwie, innym razem zapewnialiśmy sobie wystrzałowe atrakcje. Nie mogło być normalnie w tak niezwykły dzień, jakim była nasza trzecia rocznica ślubu. Wstaliśmy o siódmej rano i po szybkim zimnym prysznicu spakowani poszliśmy do portu. Dziś płynęliśmy na plażę Playa Blanca.
Jechaliśmy wzdłuż linii brzegowej Morza Karaibskiego, gdy nagle zerwał się silny wiatr. Niebo pociemniało i pokryło się granatowymi chmurami a o szybę zaczął dudnić kujący deszcz. Morze było wzburzone a mi przed oczyma stanął obraz fali zalewającej drogę, po której mknęliśmy.