Ta popularność (kiedykolwiek o niej nie usłyszę i tyczy się to każdego zakątka na świecie) onieśmiela mnie i właściwie na wstępie wywołuje dystans, bo: obawiam się, że jest przereklamowana, zastanawiam się czy ktoś w otoczeniu jeszcze tam nie był, a skoro był jakie tam muszą panować tłumy a my za nimi nie przepadamy. Z drugiej strony jadąc już tak bardzo na południowe wybrzeże Albanii wiedziałam, że jakieś miejsce na mapie trzeba wybrać i jak na przekór chciałam zaspokoić swoją ciekawość tej magicznej nazwy.
KOLEJNY KURORT RIWIERY ALBAŃSKIEJ
Turkusowa morska woda, trzy małe wysepki widoczne z każdej niemalże ksamilowej plaży, bliskość do greckiej Korfu (można nawet zorganizować sobie jednodniową wycieczkę) czy parogodzinny rejs zwany “muszlową wyprawą” po lagunie oblewającej Ksamil z drugiej strony (fot. główna: Bleron Salihi). Brzmi magicznie, nie? Skusiliśmy się i my. A że standardowo nasz plan był napięty a czas leciał niemiłosiernie, mogliśmy tu spędzić jedynie 3 noce. Niewiele jak na tyle atrakcji wokoło.
Początkowe trudności ze znalezieniem lokum w dobrej cenie (bo te lepsze czy tańsze rozeszły się wcześniej a my byliśmy tu w szczycie sezonu), trochę nas przeraziły. Gdy na plażach ujrzeliśmy tłumy, człowieka na człowieku na każdym wolnym placku kamienistej plaży (gdzie bez wynajętego leżaka z parasolem nie szło wytrzymać) czy betonu (bo piaszczystej plaży tu nie uraczyliśmy), trochę magia prysła.
Jeśli mielibyśmy dać jeszcze jedną szansę Ksamilowi to na pewno poza sezonem. Nie skorzystaliśmy z “muszelkowej wyprawy” czy rejsu promem na Kretę, ale każdego dnia plażowaliśmy w innym miejscu, kąpaliśmy w lazurowym morzu, chłodząc się od 40-stopniowego skwaru. Chcieliśmy się wyplażować za wczasu, bo były to nasze ostatnie nadmorskie chwile w tej podróży. Potem ruszaliśmy wgłąb lądu, ale wspominając wcześniejsze miejsce na tej naszej bałkańskiej trasie wiedzieliśmy, że na pewno na jakiś akwen wodny się natkniemy jeszcze nie raz. I tak też się stało.
PARK NARODOWY BUTRINT
Nasza skręcona dusza nie pozwoliła długo siedzieć w bezruchu na plaży. Ileż można się smażyć czy kąpać? W sensie, Julek mógłby z wody nie wychodzić, ale ja odczuwałam coraz silniejszą potrzebę połechtania swoich szarych komórek, więc zorganizowałam wyprawę do pobliskiego, antycznego miasta-portu Butrint (wpisanego na listę UNESCO w 1992 r.).
Zanurzone w dżunglowej scenerii (na 29 km2 obszarze, a tym samym największym takim obiektem w Albanii) dodawał trochę oddechu w tym lejącym się z nieba żarze. Nasze lenistwo i zamiłowanie do długiego snu nie zerwało nas o świcie, by kluczyć wśród pozostałości po mieście sprzed 2500 lat. Mimo to roślinność dawała przyjemny cień, a i tłumy były znośne. Może tym razem wszyscy skusili się na poranne lub wieczorne zwiedzanie? I dobrze dla nas!
Z mapą w ręku (otrzymaną przy zakupie biletu rodzinnego 1+1 za 1000 leków), zmierzamy ku kolejnym leśnym labiryntom. Butrint otoczony jest jeziorem o tej samej nazwie, a z jego strony docierają nas przyjemne cykady i wodna bryza. Czasami musimy wspinać się na wyższe kondygnacje, ku kolejnym ruinom, ale dodaje to jedynie tajemniczości i podróżniczej adrenaliny. Julek jest zachwycony.
Wenecka wieża (z XV-XVI w.), pozostałości po rzymskiej willi, świątynie (IV, VI w.), ciąg murów zakończonych Bramą Lwa (z czasów Średniowiecza), teatr grecki, Akropol (VIII w. Przed narodzinami Chrystusa), publiczne łaźnie czy muzeum miasta antycznego Butrint z widokiem na Korfu. Po Butrincie można kluczyć godzinami. Niektórzy mają to szczęście i napotykają na żółwie. Niestety tym razem nas to widowisko omija.
Fot. Park Narodowy Butrint, 2021.
BLUE EYE
Oddalone o około 15 kilometrów od Ksamilu, wgłąb kraju i w kierunku na Gjirokastrę, napotkać możemy (celowo się tam kierując) na źródło o nazwie “blue eye” (niebieskie oko), u podnórza góry Mali i Gjere. Mimo swej, głównie w szczycie sezonu, ogromnej popularności a przez to ogromnych tłumów wokół niego, uznajemy, że chcemy zobaczyć je na własne oczy, a może oko;).
Za wjazd na teren “obiektu” a potem przejazd 3-kilometrową szutrową drogą płacimy 250 leków (50 leków za osobę i 100 L za auto). Ledwo wciskamy samochód w jedyną wolną szparę między innymi autami, podążamy przez strumień ku celowi tej wycieczki. Tam gdzie idą tłumy. No i cóż.. I ten ostatni element psuje klimat miejsca, bo przestaje ono być dzikim miejscem. Zgodnie z regulaminem nie powinno się w tym miejscu kąpać, jednak nikt tych zasad nie respektuje. Fakt, że ta kąpiel to zbytnia przesada, bo woda osiąga może 10 stopni C i odcina krew ze stóp po zanurzeniu ich choć na chwilę.
Samo Blue Eye (jego najlepsze ujęcie znajdziecie w galerii) to niesamowite zjawisko i jeśli tylko następuje ułamek sekundy, przez który nikt nie skacze wprost w jego epicentrum można podziwiać nienaturalne oko wielu kolorów: lazuru, błękitu, granatu, zieleni, bieli i czerni. Zbadana głębokość źródła to 45 metrów. Pewnie dlatego jest tak zimne.
W kramiku obok oka zakupujemy albańskie pamiątki w rozsądnych cenach i zmierzamy na Gjirokastrę.
Fot. Ksamilowe plaże & Blue Eye.
Po podstawowe informacje o Albanii zapraszam tu, a jeśli rozważacie podróż do innej nadmorskiej miejscowości na mapie Riwiery Albańskiej zajrzyjcie do Himare.