NA TAJSKĄ WYSPĘ

Bangkok to nie tylko zabytki, ale i bogate życie nocne, bary pełne osób niewiadomej płci oraz tanie zakupy. Rodzina, która dołączyła do nas na krótki pobyt w Tajlandii otrzymała zamówienia zakupu ciuchów od pozostałej rodziny i bliskich znajomych.

Bangkok to nie tylko zabytki, ale i bogate życie nocne, bary pełne osób niewiadomej płci oraz tanie zakupy. Rodzina, która dołączyła do nas na krótki pobyt w Tajlandii otrzymała zamówienia zakupu ciuchów od pozostałej rodziny i bliskich znajomych. Sami również chcieli się obkupić w oryginalne zdobycze, a my planowaliśmy na tym skorzystać i również rozejrzeć się za czymś dla nas:).

Tanie zakupy tylko w Bangkoku

Polecany nam Platinum (podobno market pod gołym niebem z tanimi ubraniami) był zbytnio oddalony od naszej dzielnicy i długa podróż z paroma przesiadkami kolidowała z popołudniowym wyjazdem z Bangkoku ku południu kraju. Zdecydowaliśmy się na pobliski, mały bazarek, na którym co prawda nie zakupiliśmy nic ciekawego, ale mogliśmy przyjrzeć się prawdziwemu życiu Tajlandczyków (w co się ubierają, co najchętniej jedzą i co oferują tutejsze bary szybkiej obsługi).

RAJ DLA PODNIEBIENIA

Fast-food w tutejszym wykonaniu to zdrowa żywność popakowana w małe pojemniczki, przygotowana w taki sposób, by tylko doprawić według gustu. I na przykład można było zdecydować się na: pokrojone kawałki owocu z dodatkiem cukru czy słodkiej przyprawy (w odrębnej siateczce) czy podobna warzywna wersja w akompaniamencie soli czy jakiegoś pikantnego sosu. Wystarczy tylko w drodze do pracy podskoczyć, wybrać ulubione smaki i pędem przemieszczać się dalej. Dla polskich nowicjuszy zakupiliśmy wietnamską odmianę kiwi (tzw. blue dragon) a sami z zaskoczeniem poczęstowani zostaliśmy owocem przypominającym kiść winogrona z małymi ziemniaczkami o smaku małego pomelo.

Poza tym przeróżne zapachy atakowały nas z co drugiego stoiska. Było na słodko i słono, ostro i pikantnie, dziwnie i intrygująco. Ale wierni pozostaliśmy jedzeniu dostarczanym do hostelu na telefoniczne zamówienie. W styropianowych pojemniczkach po 5 zł otrzymywaliśmy solidne dania z owocami morza w typowo tajskich, świeżych smakach. Changa nie mogło zabraknąć. W końcu jak wakacje, to wakacje.

Pociągiem na południe kraju

Na głównej stacji kolejowej Bangkoku oczekiwaliśmy z niecierpliwością nocnego pociągu sypialnego do Chumphon, skąd miał nas do doku zabrać autobus, a stamtąd znowu na wyspę Koh Tao. Zaskoczeniem w pewnym momencie był gwizdek pracownika dworca (a może nawet mundurowego), na dźwięk którego wszyscy jak jeden mąż wstali do hymnu tajlandzkiego. Nawet obcokrajowcy nie próbowali sprzeciwić się zaangażowanemu tłumowi:).

WARUNKI W POCIĄGU TAJSKIM

Sypialny, jakim przyszło nam przejechać okazał się być na pierwszy rzut oka otwartym wagonem ze zwykłymi siedzeniami. Nie byliśmy jedynymi, którzy by nie zaczepili "managera" wagonu, upewniając się, czy oby to ten pociąg. Po godzinie owy zarządzający osobiście każdemu rozłożył posłanie wraz z obłożeniem poduszek w poszewki, kładąc prześcieradło i montując zasłonki nad każdym łóżkiem. Byłam pod wrażeniem, chociaż standardem (w dół) odbiegał od tych w Kolei Transsyberyjskiej, nie wspominając o chińskim odpowiedniku. Jedynie toalety przypominały publiczne szalety największego azjatyckiego sąsiada. Daleko mu też było do szwajcarskiej punktualności, o czym dowiedzieliśmy się, gdy godzinę później pociąg wtoczył się na peron Chumphon. Prowodnic przysnął na podłodze w przejściu między wagonami, szczelnie zamykając się z każdej strony i żadne pukanie nie wybudzało go ze snu.

NA WYBRZEŻU

Nieprzytomnie oczekiwaliśmy kolejnego transportu nad morze, by potem z zachwytem wlepiać się w szybę autobusu i podziwiać "zapalmione" otoczenie. Rejs szybkim katamaranem był wisienką na torcie. Budzące się ze snu wybrzeże z lekko unoszącą się mgiełką przy wybrzeżu, zaspanymi przybrzeżnymi łódkami oraz pracującymi już od świtu kutrami wyławiającymi wielkimi sieciami krewetki, małe wysepki majaczące w oddali i morska bryza z Zatoki Tajlandzkiej podpowiadały, że zbliżamy się do raju. Ledwo patrzyliśmy na oczy, ale to co widzieliśmy było warte zobaczenia:).

Byliście w Tajlandii? Jakie miejsca zrobiły na Was największe wrażenie? Co polecacie?

Fot. Ostatni dzień w Bangkoku, wyprawa na Koh Tao.

8 komentarzy

  • Asia
    Asia wtorek, 26 kwiecień 2016

    Miałam takie same odczucia, ale tak jak i większość osób szybko zakochałam się w Tajlandii i liczę, ze jeszcze kiedyś tam wrócimy.

  • Hana
    Hana wtorek, 26 kwiecień 2016

    Mam mieszane uczucia co do Tajlandii, bo kojarzy mi się strasznie turystycznie. Z drugiej strony jednak bardzo chciałabym zobaczyć Bangkok, może nawet pomieszkać tam trochę? Jeśli tylko dowoziliby mi jedzenie do hostelu za 5 zł to chętnie... :D

  • Asia
    Asia środa, 20 kwiecień 2016

    Anita, niestety nie byliśmy na floating market, jakoś nie wyszło. Widzieliśmy trochę inną wersję w Wietnamie miesiąc wcześniej, więc może dlatego to nie było priorytetem. Dodatkowo ktoś powiedział nam, że jest przereklamowane więc może to nas utwierdziło w przekonaniu, że nie stracimy wiele..ale widziałam na wielu fotografiach i wiem, że kiedyś muszę to sprawdzić sama:)

  • Asia
    Asia środa, 20 kwiecień 2016

    Ada, z dzieckiem jak najbardziej bezpiecznie. Dziecko europejskie niejednokrotnie jest traktowane jak Budda:) nasz był... to czasami przeszkadza, ale i otwiera różne "drzwi". W Tajlandii można przebierać w różnorodności wysp, są imprezowe, mniej balangowe i takie dzikie, ciche dla rodzin lub dla spokoju. Ja tam wrócę na pewno, choć staram się nie odwiedzać tych samych krajów.

  • Asia
    Asia środa, 20 kwiecień 2016

    Ines, ja przyznam, że nie ciągnęło mnie do Tajlandii za bardzo, gdyż uznałam, że jej reklama jest prawdopodobnie przesadna.. na miejscu okazało się, że wpadłam w pułapkę jej uroku. Jest tłoczna jak cała Azja, ale w porównaniu z Chinami, które zwiedziłam chwilę wcześniej, czułam tam wyjątkowy spokój:) a wyspy, cóż więcej pisać, raj pod różną postacią w jednym miejscu:)

  • Anita
    Anita środa, 20 kwiecień 2016

    Byłam w Bangkoku już 2 razy i za każdym razem mam wrażenie, że jestem tam za krótko. Po powrocie do kraju zawsze pozostaje mi niedosyt i dziwne uczucie, że coś ciekawego znowu przegapiłam. Byliście może na floating markecie? Mnie nie udało się jeszcze tam dotrzeć, a bardzo bym chciała:(

  • Ada
    Ada środa, 20 kwiecień 2016

    Byliśmy w Tajlandii 10 i 8 lat temu, a teraz planujemy wybrać się tam z naszym małym Chłopczykiem. Wbrew pozorom to bardzo bezpieczne miejsce na wyjazd z małym dzieckiem. Prawda? :-D
    Wielkie wrażenie zrobiły na nas rajskie wyspy, bo tego nam wtedy brakowało, ale też i sam Bangkok. Przez miesiąc zajadałam się tajskimi specjałami, byłam pod wrażeniem fastfoodów w postaci sushi barów u nas w tamtych czasach niedostępnych i traktowanych jako wykwintne, drogie potrawy ;-)
    Ale przyszedł czas zwątpienia i tęsknoty za europejskim jedzeniem i tu okazało się, że włoskie jedzenie w Tajlandii smakuje naprawdę słabo ;-)

  • Ines
    Ines środa, 20 kwiecień 2016

    "One night in Bangkok and the world's your oyster
    The bars are temples but the pearls ain't free
    You'll find a God in every golden cloister
    And if you're lucky then the God's a she
    I can feel an angel sliding up to me"

    To chyba było moje pierwsze w życiu zetknięcie się z Bangkokiem. Odnoszę wręcz wrażenie, że zanim wiedziałam gdzie to miasto leży na mapie usłyszałam tę piosenkę.

    Chcę tam pojechać, ale z uwagi na mój nieokiełznany strach przed tłumami i hucznym życiem pełnym imprez zawsze waham się przed zakupem biletu. Na szczęście lubię jeść - a jedzenie jak wynika z tego wpisu jest całkiem niezłym powodem by przełamać strach :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.