LOS ANGELES W 2 DNI

Zastanawiacie się zapewne, po co lecieć taki kawał samolotem, by spędzić w nim parę dni? Sama nie zdecydowałabym się na weekendową podróż, gdybym nie była w USA przy okazji służbowego, tygodniowego i corocznego zjazdu całej mojej firmy w Kalifornii

Styczeń na zachodnim wybrzeżu Ameryki, podczas gdy w Polsce na dobre zadomowiła się zima (standardowo od lat bez śniegu w dużym mieście, lecz z minusowymi temperaturami), wydawał się być przyjemną odmianą dla ducha i ciała. 

Standardowo trzeba było się liczyć z około tygodniowym jetlagiem, czyli ewidentnym skołowacieniem wobec odmiennej strefy czasowej, w której żyło się na co dzień. Bo gdy ląduje się w innym kraju, nawet po kilkunastu godzinach bezpośredniego lotu (udało nam się załapać na pierwsze bezpośrednie kursy LOT-u do Ameryki), i powinno się iść spać, a tu na nowo kontynuuje się dzień od wczesnego południa, to organizm wariuje. 

 

Plan na parę dni tripu po Stanach zrodził się jeszcze w Polsce wśród grupki pracowników. Każde z nas widziało już co nie co w USA, zatem postanowiliśmy się skupić na miejscach, które najbardziej odpowiadają większości ekipy i jest możliwe do zrealizowania w 4 dni. Było to nie lada wyzwanie, bo obszary w Stanach Zjednoczonych są niewielkie jedynie na mapie. 

PODRÓŻ DO USA - WSKAZÓWKI

Większość z nas posiadała już wizy do Ameryki, ale od 2020 roku Stany w końcu zniosły je dla Polaków, więc ten problem nas już nie dotyczył. LOT puścił bezpośrednie loty do Los Angeles i tam zmierzaliśmy. Ruch bezwizowy w kraju docelowym miał być łatwiejszy, lecz zbiegłe w czasie przyloty z całego świata spowodowały, że swoje w długich kolejkach trzeba było odstać. To, o czym wtedy marzyłam to butelka wody niegazowanej bez dna. Wiedziałam, że następnym razem wezmę ze sobą takową z filtrem. 

Na lotnisku korzystając z WiFi można było spokojnie zamówić Ubera do Venice Beach, gdzie w około 12-osobowej ekipie również z wyprzedzeniem, wynajęliśmy 2 pokoje w hostelu na plaży. Lokalizacja zrównoważyła niedogodności spania na kupie a i cena była chyba najniższa, jaką znaleźliśmy. Do tego śniadanie kontynentalne, które wiem, że w USA lepsze niż żadne lub serwowane w knajpie z każdym rokiem za coraz wyższą stawkę. Uber posiadał najlepsze stawki, ale często na lotniskach amerykańskich wskazane były dla nich odrębne podjazdy (warto na miejscu podpytać o to w punkcie informacji). Duża liczba osób na taksówkę zmniejszała nasze indywidualne koszta. Rozliczaliśmy się w $ na miejscu poprzez gotówkę lub Revolut - według mnie najlepsza możliwa opcja. Dzięki tej karcie nie traciliśmy na kursie. 

Wyjeżdżając za granicę, od lat wykupuję ubezpieczenie medyczne na czas pobytu. Zazwyczaj wyszukuję w sieci porównywarki cenowej ofert ubezpieczycieli i wybieram możliwie najtańszej, ale sprawdzonej i znanej mi firmy. 

Obowiązkowo zabieram ze sobą przejściówki do kontaktu, korki do uszu, poduszkę do samolotu, dobre i ciepłe skarpetki (na długim rejsie zdejmuje buty by puchnące stopy odczuwały ulgę:) a na lotnisku kupuję dużą wodę. Na szczęście od jakiegoś roku ceny wody na lotniskach potaniały, więc małą butelkę można już kupić za 5 zł a nie za 9! Niektórzy nawet w walce z jetlagiem (by go uniknąć), poza nieustającym nawadnianiem się na wysokościach, całkowicie rezygnowali z posiłków na pokładzie samolotu. Jedli dużo przed i po wylądowaniu a w samolocie próbowali spać całą podróż. Gdyby to było takie proste… Mi pomogła melatonina

DZIEŃ W LA

Jednogłośnie chcieliśmy ujrzeć Wzgórza Hollywood. Spod Hostelu Samesun na Venice Beach, po ledwo przespanej nocy (bezsenność, 6 osób w pokoju na paru m2 i niektórzy chrapali) oraz przyzwoitym śniadaniu (tosty, dżem, trochę cytrusów, banany i gotowane jajka oraz kawa z mlekiem), złapaliśmy 2 duże Ubery. Pod Wzgórza jechaliśmy 45 minut bez korków (tak a propos odległości w Stanach). Słynny napis widzieliśmy już ze znanej alei palm i już wtedy każdy z ekscytacji przebierał nogami. Potem jeszcze parę stopni w górę, wśród coraz bardziej egzotycznej roślinności i ekskluzywnych willi i “Hollywood” był już na wyciągnięcie dłoni. O ile o poranku pogoda wydawała się iście wiosenna, tak na górze czuliśmy się jak na patelni zdejmując coraz to więcej warstw wierzchniego odzienia. 

Stąd już po prostym lub lekko wzniosłym terenie, wśród zalesionych wzgórz, zmierzaliśmy do Obserwatorium Astronomicznego Griffitha. Park, o tej samej nazwie, jak i obserwatorium są bezpłatne dla odwiedzających a rozpościera się z nich panorama Los Angeles. W budynku obserwatorium znajdziemy chociażby: wahadło Foucaulta, teleskop Zeissa oraz wystawy o tematyce związanej z astronomią. Na wielkich zielonych połaciach przed budynkiem turyści urządzają sobie pikniki. Stąd “łapiemy” darmowy autobus do bliżej kolejnej atrakcji, czyli Hollywood Blvd oraz Walk of Fame usłanego gwiazdami znanych gwiazd. 

 

Pierwsze, jednak, co robimy dojeżdżając na miejsce to poszukiwanie fajnej knajpy z dobrymi burgerami. Jako że jestem w gronie osób weryfikujących wszystkie “fancy” knajpy, do których warto zajrzeć, wpadamy do takiej jednej. Za burgera (trzeba przyznać dobrego), piwo i lemoniadę płacę $20. I te ceny posiłków mniej więcej oscylują wokół tej kwoty. 

Po Walk of Fame trzeba się po prostu przejść, przeczytać nazwiska znanych gwiazd, zobaczyć człowieka pająka czy Merylin Monroe i - być może - zrobić sobie z nimi zdjęcie, zajrzeć do Dolby Theater (gdzie wręczane są Oskary) oraz Chinese Theater przed którym odciśniętych jest ok 200 dłoni i stóp. 

Po powrocie do hostelu pozostaje pójść na fajne meksykańskie jedzenie lub kontynuować wieczór na Venice Beach obserwując zachodzące słońce nad Oceanem. O świcie nie jeden amator joggingu znajdzie tu kilometry deptaku stworzone do uprawiania wszelakiego sportu (rolki, czy rower), po bokach na trawnikach gra się w frisbee, ćwiczy na zewnętrznej siłowni, a ten kto nie boi się oceanu, wskakuje w piankę i na desce pokonuje tutejsze fale. 

Fot. Wzgórza Hollywood, Obserwatorium Griffith'a, Venice Beach

 

UNIVERSAL STUDIOS HOLLYWOOD

To był dla mnie "a must", który zaproponowałam kompanom naszej krótkiej podróży po USA. Chłopcy nie wiedzieli skąd we mnie ekscytacja atrakcjami, które na pierwszy rzut oka wydawały się stworzone głównie dla dzieci. Gdy skorzystali z pierwszej z brzegu, szybko ją zrozumieli.

Bilety do Universal Studios zakupiliśmy również jeszcze w Polsce, przez co cena online było trochę niższa (ok. 105 USD), zdecydowaliśmy się na poniedziałek tuż przed powrotem do kraju. Dzień, na który się zdecydowaliśmy, tuż po słynnych sportowych rozgrywkach w USA, był ubogi w turystów i tańszy z tego powodu a i do atrakcji nie staliśmy praktycznie w ogóle.  Nie raz doświadczyłam kilkudziesięcio minutowych kolejek oczekiwania, zatem zaoszczędziliśmy na czasie i mogliśmy skorzystać z większej ilości show. Niektóre odbywały się tylko w wybrane godziny. 

By móc stawić się pod bramkami Universal Studios od momentu ich otwarcia, wybraliśmy noclegi w dzielnicy z bliskiej lokalizacji, dodatkowo zyskując na cenie pokoju w motelu Studio City Courtyard Hotel. Za pokój z dwoma dużymi łóżkami 2-osobowymi, łazienką, zewnętrznym basenem - z którego z powodu zimna nie skorzystaliśmy, oraz dostępem do kawy i herbaty 24h na dobę zapłaciliśmy 480 zł/2 noce. W pobliżu znajdywały się knajpy, w których się stołowaliśmy szczególnie polecam Sharky’s Woodfired Mexican Grill (Studio City), z rozsądnymi cenami i pysznymi daniami.

Pod studia filmowe dotarliśmy Uberem. Okazało się, że tak jak do tej pory pogoda nam sprzyjała i przywykliśmy do ciepła, na ten dzień aura zwariowała, serwując nam wilgotny chłód, z którym musieliśmy radzić sobie podczas 80% czasu pod gołym niebem. Dodatkowo okazało się, że studia otwierają się od 10 a nie od 9 (o czym byłam przekonana), więc by ogrzać się przed całodniową atrakcją wpuszczono ludzi do pierwszych sklepów z pamiątkami, by rozkręcić dodatkowo sprzedaż. 

Na całodniowy pobyt w Universal Studios warto zakupić sobie przekąski w sklepie z normalnymi cenami. Niby to oczywiste, a kolega po mlecznym śniadaniu koniecznie musiał zjeść na miejscu hot doga. $13 za suchą bułkę z parówką bez dodatków spowodowało, że był to temat przewodni całego pobytu w studiach:). 

W 2020 roku największym hitem była część poświęcona Harremu Potterowi. Ogromny zamek, miasteczko pełne straganów, magów, czarownic, sklepy pełne gadżetów filmowych (łącznie z całym ubiorem), wagon odchodzący z “niewidzialnego” peronu w Londynie, oraz warsztaty wyboru różdżki. Jednak gdy dotarliśmy do wnętrz niesamowitej, skrytej w cieni szkoły, oczekując niewiadomej interaktywnej atrakcji wśród gadających obrazów, mogliśmy się jedynie domyślać co nas czeka. Szybkie wagony, odczucia co najmniej 5 D, jazda na miotle Harrego, atakujący nas smok. Żołądek miałam pod gardłem. Gdy po wyjściu z ciemności zobaczyłam uśmiane chłopaków twarze, wiedziałam, że nie żałują.

Na mapie Universal Studios nie mogło zabraknąć Jurassic Parku. Tu zaserwowano nam rejs wśród dżungli i szalejących wokół dinozaurów oraz ostateczny i mokry zjazd w przepaść. 

W świecie Simsonów również nie zawiedliśmy się zjazdem 5D wśród bajkowych scenerii. Dreszczyku dodał labirynt wśród scenerii z The Walking Dead. Tyle co naszarpałam kolegę, nawrzeszczałam mu do uszu i niemalże nie zemdlałam z emocji, to moje. Odwiedziliśmy Minionki, Transformersów, ekipę Scooby Doo oraz Kung Fu Pandę oraz odważyliśmy się na nocny roll-coaster w ciemnych wnętrzach Mumii. Zaszaleliśmy z kawą oraz burgerem w Mells’ie. Na sam koniec zostawiliśmy sobie show z pokazem efektów specjalnych oraz wodny pokaz z filmu Waterworld

Zmarznięci, przemoczeni lecz podkręceni adrenaliną wracaliśmy po 18-ej Uberem do motelu. Tuż po tym, jak zamknęło się Universal Studios dla zwiedzających. Każdy obkupił się w pamiątki z tego miejsca. Ja znalazłam tu prezenty dla bliskich.

Następnego dnia tuż przed wylotem do kraju pokręciliśmy się po willowej dzielnicy Studio City pełni zachwytu nad tutejszymi domostwami. Naturalnie okolica stworzyła nam w głowie pomysły na zakup takiej willi i korzystanie z niej przy okazji pobytu w LA. "Marzenie ściętej głowy", ale i tak miło pomarzyć. 

Los Angeles żegnało nas ostatnimi słonecznymi promieniami dnia. Czas wracać do zimnej Polski, by dowiedzieć się, o co chodzi z tym koronawirusem, o którym rodzina dudniła nam przez telefon.

Fot. Universal Studios Hollywood 2020.

Kolejna część naszej krótkiej podróży po USA to odwiedziny w parku narodowym Joshua Tree NP. 

4 komentarzy

  • Asia
    Asia piątek, 29 styczeń 2021

    UUU, ostro Tomek. Ciekawa jestem, co wydarzyło się takiego, że padła taka ocena.

  • Tomek
    Tomek piątek, 29 styczeń 2021

    LA to najgorsze miasto na świecie w jakim kiedykolwiek byłem :D. I jedyne, którego zwiedzanie przerwałem na korzyść zakupów w outlecie. To było ciekawsze :D. Szybko uciekliśmy z LA i już nie planuję tam wracać ;).

  • Asia
    Asia czwartek, 28 styczeń 2021

    Jak jest taka możliwość to warto zjechać kawałek tego filmowego kraju:) oczywiście najidealniej samochodem, a im więcej osób w aucie tym taniej:)

  • Paulina
    Paulina czwartek, 28 styczeń 2021

    Mimo że osobiście mnie jakoś USA nie pociąga, to tamte okolice kiedyś chciałabym odwiedzić :D Mam nadzieję, że się uda!

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.