FISHING COVE & SKYLINE

Wdrożyliśmy plan treningowy na ostatnie dni pobytu w Nowej Szkocji. Postanowiliśmy podbudować mięśniowo nasze ciała przed powrotem do kraju:). Zdecydowaliśmy się na jeden z dłuższych szlaków Cape Breton, bo 15-kilometrowy.

Wdrożyliśmy plan treningowy na ostatnie dni pobytu w Nowej Szkocji. Postanowiliśmy podbudować mięśniowo nasze ciała przed powrotem do kraju:). Zdecydowaliśmy się na jeden z dłuższych szlaków Cape Breton, bo 15-kilometrowyAle dzień rozpoczęliśmy oczywiście od pysznej kawy z pobliskiego sklepiku. Zawsze któreś z nas podjeżdżało samochodem do marketu i zakupowało kawę na wynos. Zdążyliśmy nawet zaprzyjaźnić się ze sprzedawczynią. Czuliśmy się jak w domu. Zasiadaliśmy na słonku, na ławeczce przed pokojem i delektowaliśmy się smakiem kofeiny i zapachem lasu. Taki nasz codzienny rytuał w Pleasant Bay

7. szalenstwo musialo byc

CAPE BRETON OKIEM TRAPERA

Po drodze, jadąc w kierunku szlaku,  zatrzymywaliśmy się przy punktach widokowych umiejscowionych na zakrętach serpentyn. Trasa malowniczo przechodziła z suchego, ciemnego i strasznego lasu, po przez mokradła i jaskrawo-zielone polanki z kuleczkami czerwonego owocu, suchymi, białymi, pojedynczymi drzewami wśród tajemniczego boru a kończąc na.. dowiecie się później, bo i dla nas było to miłe zaskoczenie.

11. na szlaku sami

FISHING COVE TRAIL

Szliśmy sami. Kanadyjczycy, wg mnie podobnie jak Amerykanie, nie lubią utrudnień w życiu (tym bardziej na urlopie) a taka trasa wymagała już większego wysiłku. Co najwyżej kilku turystów spotkaliśmy podczas samochodowych przystanków na trasie. Wtedy również zaskakiwało mnie, że ktoś gotów wydać był dosyć spore pieniądze za bilet wstępu do parku (a zatrzymanie się po drodze było z tym jednoznaczne), i nie skorzystać nawet z krótkiego spaceru wśród tej soczystej przyrody. Ich strata, a nasz spokój i poczucie, że jesteśmy w tej dzikości sami. Nagle szmer szeleszczących liści i łamanych gałązek zaburzył nasze rozmarzenie a po ciele przeszedł dreszcz i ogólna koncentracja. Przez chwilę pomyślałam, że to może jakiś grzybiarz wśród drzew, albo turysta, który zboczył ze szlaku jakimś cudem. Jednak po mocniejszym wytężeniu wzroku okazało się, że to był łoś. Na chwile zastygł w bezruchu licząc, że go nie zobaczymy. Ale za późno, za duży był:).

12. choc z wezem

- Pojechaliśmy do amazońskiej dżungli, by obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku i ledwo cokolwiek wypatrzyliśmy, a w Kanadzie mamy na każdym kroku i na wyciągnięcie ręki. – Skwitował Lisu. Ledwo wypowiedział te słowa a z traw zaczęły wyskakiwać jak opętane małe węże, coś na wygląd naszych polskich zaskrońców. Na początku się przestraszyłam (bo jakimś cudem zwierzęta objawiały się przede mną, jakby obrały sobie mnie za obiekt, który może je zauważać:). Po chwili niemalże nie zwracałam na nie uwagi. Uznaliśmy, że skoro nigdzie w informacji turystycznej nie przestrzegają przed niebezpiecznymi wężami, to te pewnie nie są niebezpieczne. 

16. z szumem rzeki w tle

Przemierzaliśmy szlak wzdłuż leśnych, dość płaskich terenów, spodziewając się jakichś wzniesień. A ten cały czas wiódł w dół. Liczyliśmy na spory wycisk ze strony natury, ale ta co najwyżej nie zawiodła nas widokowo. Przed oczami wyrosły polany paproci przechodzące dalej w bagniste tereny. Szum płynącej w oddali rzeki podpowiadał, że to do niej zbliżaliśmy się za każdym krokiem a potem krocząc wzdłuż jej nitki oczekiwaliśmy ujścia. Ale gdzie? Coraz większe kamienie rozrzucone w wodzie budowały bajkowy obraz. W końcu dotarlismy do.. oceanu. Dziwne uczucie, gdy tak się idzie zwykłym szlakiem górskim (poniekąd) a tu ocean. Rzeka wpadała właśnie do niego. 

22. dzika plaza

Na kamienistą plażę dotarliśmy przez ogromną łąkę usłaną kolorowymi kwiatami. Tuż przy brzegu powitał nas dość dziwny obrazek - garnek z przykrywką a obok wielka kość, jak dla psa. Miałam nadzieję, że to nie wieloryb zjadł turystę. Zamierzaliśmy wskoczyć do wody, schłodzić się co nie co. Nie będąc kompletnie przygotowani na wodne uciechy, odziani byliśmy jedynie w bielizn sportową. Dwa razy obejrzeliśmy się za siebie, dookoła ani żywego ducha.  zRozbieg i po chwili pluskaliśmy się w metnej otchłani:). Dziwiło mnie tylko, dlaczego ta woda jest taka tłusta. I za chwile pomyślałam, że pływają w tych wodach wieloryby a one są tłuste, to może od nich?:) No i to nie ułatwiło mi swobodnej kąpieli, więc szybko wyszłam z oceanu. Choc i to nie było łatwe, bo kłujące w stopy kamienie utrudniały powrót na brzeg.

30. bylo zaskakujaco cieplo

Na polanie rozrzucone były boksy z desek, które prawdopodobnie były przeznaczone na rozbicie namiotu. Wybraliśmy sobie jedną platformę i tam dokończyliśmy trening (brzuszki). Potem pozostało nam zrelaksować się po wysiłki i trochę poopalać, podziwiać otoczenie, by na koniec zjeść jakić kanapkowy lunch. Do miejsca zaczęło się schodzić trochę osęb, a to dlatego że dojście do tego punktu ułatwione było inną 2-kilometrową trasą. My postanowiliśmy wrócić tak samo jak przyszliśmy, nadrabiając kilometrów i licząc na zmeczenie. Realizowaliśmy swój plan treningowy w końcu:). 

31. kolacja z takim widokiem

W motelu czekała nas wymarzona, gorąca kąpiel i obiadokolacja w pobliskiej knajpce z widokiem na spokojny ocean przy zachodzącym słońcu. Restauracja leżała romantycznie nad klifem. Zerwał się wiatr a powietrze delikatnie się schłodziło. Zasłużyliśmy na smażone na głębokim oleju owoce morza i frytki. Niestety nawet najlepsze knajpy podają tu wszystko pod postacią fast-fooda. Ale mimo to smakowało znakomicie. Tak jak nie raz mówiłam, po wysiłku wszystko smakuje lepiej:). 

Wieczorami powróciłam do dalszego wyszywania. Krzysiek czytał książkę lub oglądał TV. 

41. w otoczeniu lasu

SZLAK SKYLINE

Rozpoczęliśmy kolejny dzień treningu. Dzisiejszy szlak miał mieć 10 km. Początek był bardzo plaski i dostosowany niemalże do każdej kondycji. Nawet dla matek z dziećmi w wózkach czy staruszków. Szliśmy zatem płaską żużlową drogą, która potem przeszła w drewniany mostek nad mokradłami. Czasami podbiegaliśmy, by choć trochę się zmęczyć, a czasami biegł sam Lisu bądź urządzał walkę z cieniem:). Widoki nadal zachwycały a ja nie przestawałam robić zdjęć. W krótkim czasie zorientowaliśmy się, skąd wzięła się nazwa szlaku, gdyż szliśmy jakoby linią nieba widząc okolice z lotu ptaka. Gdy tylko prześwity nad drzewami na to pozwalały, można było dojrzeć słynną serpentynową drogę, którą niejednokrotnie przemierzaliśmy w drodze do Cheticamp. Gdy minęliśmy wypalone od słońca trawy dotarliśmy do rozwidlenia, od którego odchodziło drewniane zejście w dół klifu. Tu siła wiatru jak i uczucie chłodu spotęgowały się.

56. wialo mocno

Trzeba przyznać, że banan z nutellą idealnie komponowały się z widokiem granatowego oceanu, silnego wiatru i jakby zbliżającej się burzy. Strasznie a zachwycająco jednocześnie. Trzeba było wracać z nadzieją na odnalezienie ciepłego miejsca na przebranie się. Wybierając inną odnogę szlaku w drodze powrotnej, okazało się, że poznaliśmy kolejne oblicze przyrodnicznego otoczenia Skyline. Było bardziej dziko i bezludnie. Tu ponownie z rozrzewnieniem wspomnieliśmy Bieszczady i zatęskniliśmy. Różnorakie polany, trasa żużlowa i nasze auto. Tym razem w Cheticamp trzeba było uzupełnić zapasy spożywcze i ponownie zadowolić się jakiś dobrym obiadem. Wybór padł na ‘’Mr. Chicken’’, bo okazał się być knajpą na wzór KFC, a skoro i taj jadamy fast-foody... Zasłużyliśmy na więcej. Krzysiek wziął dokładkę panierowanego kurczaka a ja lody z automatu, po które przychodziły tu tłumy. Po chwili wiedziałam dlaczego. Były przepyszne!

50. jakby zrobilo sie mokro

Pozostało z pobliskiej, w bibliotece, budki telefonicznej obdzwonić bliskich, by wrócić na wieczór  do swej spokojnej przystani:).

Fot. Kolejne szlaki Nowej Szkocji: Fishing Cove i Skyline (2009, Kanada)

7 komentarzy

  • Asia
    Asia poniedziałek, 12 marzec 2018

    No cóż, ja również kompletnie tego nie rozumiałam, ale dla nas osobiście to było tylko na plus. Bo iść szlakiem, w tłumie, to zdecydowanie nie moja bajka, a takie odludzie pozwalało jeszcze bardziej poczuć naturę, a ona nie czując człowieka chętniej się ujawniała:)

  • Ewa
    Ewa środa, 07 marzec 2018

    Fantastyczna przyroda i też pojąć nie mogę, jak komuś może nie chcieć się w nią zagłębić bez wysiadania z auta! Chyba, że węże ich odstraszyły ;)) ale pewnie to nie to. W liceum miałam sporą fazę na Kanadę, a potem jakoś inne kraje ją przebiły. Teraz się zastanawiam, czy słusznie...

  • Asia
    Asia środa, 07 marzec 2018

    Tak, jeśli przyroda to coś co przyciąga, powinno się zdecydowanie odwiedzić Kanadę. Niestety nie wiem, czym była ta tłustość w wodzie. Może i lepiej:)?

  • Cieplik
    Cieplik środa, 07 marzec 2018

    Ciekawa trasa! Mam wrażenie, że Kanada jest w ogóle niedoceniona, jeśli chodzi o widoki i zwierzątka.
    Co do tłustej wody - czy udało Wam się ustalić, o co tam chodziło?

  • Joanna/places2visit.pl
    Joanna/places2visit.pl wtorek, 06 marzec 2018

    Ta ścieżka z widokiem na ocean jest zachwycająca. Wcale się nie dziwie, że nie przestawałaś robić zdjęć ;)

  • Asia
    Asia poniedziałek, 05 marzec 2018

    Haha, Monika później to już nawet biegaliśmy, czego ja osobiście nie znoszę:) no ale jak już się człowiek zaweźmie:)

  • Monika | offthetrack.pl
    Monika | offthetrack.pl czwartek, 01 marzec 2018

    Piękna ta trasa, opis jest bardzo zachęcający. Podziwiam wytrwałość - brzuszki ?!? - mi by się nie chciało ;) Aktualnie to mogłabym się wybrać na ten szlak z udogodnieniami dla wózków :) :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.