DOMINIKANA NA WŁASNĄ RĘKĘ

Z każdym rokiem w sieci można znaleźć coraz więcej informacji o przeróżnych kierunkach podróżniczych świata, o których samodzielną eksplorację można się pokusić, lecz nadal bardziej popularną i wybieraną opcją jest ta z agencją podróży, która pobyt zorganizuje nam od A do Z.

W rezultacie płaci się za transport, nocleg i ewentualnie pełne lub częściowe wyżywienie w danym obiekcie. Dodatkowe wycieczki można wykupić sobie na miejscu. Chyba nie jest to zaskoczeniem, że taka podróż będzie nas dużo więcej kosztować. Agencja też przecież musi na tym coś zarobić. To takich krajów zdecydowanie należy Dominikana.

W tym roku pokusiliśmy się o jej podbój i również wertowaliśmy internet, by zdobyć jakieś cenne wskazówki o tej karaibskiej wyspie. Pobyt zweryfikował nasze wyobrażenia, zatem zaczynam od porad.

PORADY:

LOT ORAZ POBYT NA DOMINIKANIE

- Organizując lot na Dominikanę warto zorientować się, jaki występuje na niej klimat i wtedy dobierać sobie terminy podróży. I o ile na Morzu Karaibskim nie występuje taka zima jak chociażby u nas, to dzielimy tu sezony zazwyczaj na suche i deszczowe. I ponownie, o ile deszcz – jeśli nie trwa za długo – może stanowić nawet pewną odmianę dla nieustających upałów – tak sezon deszczowy i przy okazji monsunowy może zepsuć nam wakacje a w najgorszym wypadku być również niebezpieczny.

W obecnych czasach, każdy kto choć raz polował na oferty cen lotniczych wie, że można kupić bilet już za kilkaset złotych. Naszym warunkiem był lot bezpośredni a to oznaczało wybór czarteru, który w przypadku lotów z kraju oferowały na chwilę obecną 2 agencje turystyczne: Tui i Rainbow Tours. Tu również można było polować na niską cenę oraz to – co również było dla nas istotne – to pobyt dłuższy w miejscu docelowym niż 7 czy 10 dni (14 dni byłby idealny). Udało się i 2 tygodnie przed wylotem staliśmy się właścicielami 3 biletów bezpośrednich z Warszawy do Punta Cana za 1440 zł/osobę. W tej cenie, poza biletem w cenie mieliśmy zagwarantowaną kartę pobytu na Dominikanie (ok. 40 zł za osobę). Jedynie, o co musieliśmy zadbać z wyprzedzeniem, to wykupienie ubezpieczenia podróżniczego (kierując się sugestiami wyszukiwarki ubezpieczeń w internecie) oraz wcześniejsze przybycie na lotnisko, by móc zarezerwować sobie miejsca w samolocie obok siebie.

Nie wiedząc czemu ten przewoźnik wprowadził kolejną płatną opcję w przelocie dając możliwość wykupienia sobie „gwarancji” miejsc siedzących obok siebie (nas kosztowałoby to dodatkowo ok. 500 zł).

Zaczytując się również w sieci doczytaliśmy się obowiązku posiadania ważnego paszportu minimum 6 miesięcy od daty powrotu (którego to przepisu kompletnie nie rozumiem). U nas tylko Julek miał paszport ważny jeszcze tylko 4 miesiące, lecz obyło się bez cofania z odprawy, co potwierdziły wyczytane informacje, iż ten zapis nie dotyczy Polaków.

- TRANSPORT NA WYSPIE.

Mamy wybór spośród: samochodu wypożyczonego z wypożyczalni międzynarodowej korporacji/ krajowej firmy albo transportu publicznego. W większym gronie łatwiej wypożyczyć auto – pewniej i szybciej, chociaż taniej niż publicznym transportem na pewno nie będzie (paliwo jest w cenie tego z UE), niektóre drogi są naprawdę fatalne a te poza autostradami prawie na całej swojej długości mają zwalniacze (odpadają nisko zawieszone auta i szybka jazda). Widziałam większość aut z ciemnymi szybami – by siać niepotrzebny strach, czy może jako element luksusu?

O ile transport publiczny potrafi być wielokrotnie tańszy i czasami (poza guaguas, czyli ichniejszymi busikami) dość nowoczesny (z WC, klimatyzacją, czasem piętrowy, nieprzepełniony = sprzedaż tylko tyle biletów ile jest miejsc), to niestety nie jest zbyt dobrze zorganizowany. By dotrzeć na dworzec autobusowy, trzeba zazwyczaj złapać taksówkę (taksówkarze często podają cenę z kosmosu, praktycznie zawsze w USD  uznając, że każdy biały jest bogaty), guagua (te zawsze dziwnym trafem nie były widoczne w naszej okolicy) lub motoconcho (tacy motocyklowi taksówkarze, którzy są przekonani o niekończącym się miejscu na swoim motorze do przewozu niezliczonych rzeczy łącznie z pasażerami), by dojechać co najmniej godzinę przez wyjazdem, by kupić bilet na przejazd. W naszym przypadku, za każdym razem brakło miejsc i trzeba było czekać 3 godziny na kolejny transport.

- POTĘGI KLUCZ...

Polecam znać język hiszpański, choć w podstawowym wykonaniu. Na Dominikanie odczuwałam, że najlepiej byłoby go umieć perfect. O ile w wielu miejscach osoby stricte związane z turystyką (obsługa recepcji hoteli/ hosteli, albo miejscowych biur turystycznych) mówiły całkiem dobrze po angielsku, to na pewno większy szacunek zyskiwało się przez znajomość języka rodzimego.

- CENY

Na wyspie jest drogo i trzeba się z tym pogodzić. Jeśli organizujemy sobie niskobudżetowy pobyt to musimy tą wiedzę uwzględnić w naszych planach. Ja z perspektywy czasu żałuję, że na rzecz dodatkowej koszulki nie wzięłam więcej zapuszkowanego jedzenia. Nie dość, że nasze dziecko nie chciało jeść dosłownie niczego, co oferowała kuchnia Dominikany (poza owocami - pysznymi i tańszymi poza dużymi kurortami typu Punta Cana czy Puerto Plata), a europejskie kosztowało tyle co złoto, to produkty w  sklepach były mocno wybrakowane a większość z nich stanowiły produkty spoza wyspy, bez naklejonych cen (a jak się dowiadywaliśmy o ich wartość, to okazywała się również przesadnie wysoka, np. opakowanie Tic-Taców za 20 zł-byście poznali poziom przesady). Na szczęście za każdym razem trafialiśmy na lokum z aneksem, więc mimo wszystko coś tam ugotować mogłam.   

- Warto negocjować albo chociaż próbować, choć w kurortach spotkaliśmy się z oburzeniem sprzedawcy owoców, że nie chcemy zapłacić 10 zł za ananasa (który normalnie  kosztował 5 zł) dodając komentarz do Krzyśka: „przyjechałeś na wakacje i nie chcesz wydać tu ani grosza?”. Coś, co zawsze w negocjacjach się sprawdzało, czyli odwrócenie  się na pięcie, po którym sprzedawca biegł za potencjalnym kupcem, tu nie miało miejsca.

- Wymiana USD w kantorach potrafi odbyć się po naprawdę dobrym kursie. Same kantory jak i bankomaty są dostępne w większych miastach czy kurortach, ale i mniejszych miejscowościach, których z każdym rokiem przybywa za sprawą zwiększonego ruchu turystycznego. O ile bankomaty mają swoje ograniczenia, jeśli chodzi o kwotę jednorazowej wypłaty z  karty płatniczej, tak odwiedziny w pobliskim banku z paszportem pozwalają wybrać z konta większą sumę. Może to jedynie trochę dłużej potrwać.

- KUCHNIA DOMINIKANY

By spróbować typowej dominikańskiej kuchni warto wybrać się do lokalnego „comedor”, czyli domowej kuchni oferującej często menu dnia. Ceny zazwyczaj są niższe i nie wymagają dodatkowej opłaty podatkowej, często niewliczonej w sam posiłek a wynoszącej nawet do 28% więcej za danie. Może się zdarzyć, że ta informacja nie pojawi się w karcie menu restauracji, w której jemy. Niestety my smakoszami tutejszej kuchni nie staliśmy się, mimo zachwytu nad nowymi produktami tj. patat (odmiana banana do obróbki termicznej, bez typowego słodkiego smaku, a który serwowany jest np. pod postacią frytek bądź jako element puree ziemniaczanego) czy yuka, która mogła pełnić podobną rolę. Powtarzająca się w posiłku fasolka w sosie własnym również nie była naszym faworytem:). Poza tym można się spotkać z kurczakiem (smażonym lub w sosie), podobnie z wieprzowiną oraz owocami morza (tymi ostatnimi i bardzo drogimi nie najedliśmy się tu zbytnio). Typowym i niedrogim trunkiem alkoholowym jest tu rum a odmianą dla popularnego w Ameryce Łacińskiej Cuba Libre jest Santo Libre na Dominikanie serwowane ze spritem i dużą ilością limonki (polecam!). Innym alkoholem, który został stworzony na Dominikanie i tylko tu można go zakupić to mamajuana czyli tzw. płynny afrodyzjak czy viagra (mix czerwonego wina, miodu i złotego rumu, którym to zalewa  się korę anamu, caro czy marabeli). Niektórzy twierdzą, że właściwie pomaga na wszystko.

- NOCLEGI, WYCIECZKI FAKULTATYWNE

Noclegi zawsze lepiej organizować sobie wcześniej, przez portale internetowe mogąc trochę przebierać w cenach i standardzie bogatej oferty. My zazwyczaj decydowaliśmy  się na apartament z aneksem kuchennym i śniadaniem w cenie. Ale zdarzyła nam się również jedna lokalizacja z basenem, co było miłym dodatkiem:). Zawsze mieliśmy dostęp  do ciepłej wody (wiem, że niektórzy podróżnicy na jej brak narzekali, ale może to też wynikało ze zdecydowanie niższej ceny za spanie często w sali wieloosobowej, za ok.  11 USD/ łóżko).

- Wycieczki dodatkowe można zorganizować sobie praktycznie w każdym lokum (większość współpracuje z lokalnymi agencjami turystycznymi), jeśli coś wydaje nam się łatwe w zorganizowaniu samemu, to tylko kwestia języka, opcji negocjacyjnych lub kombinacji, by tego dokonać i bynajmniej nie twierdzę, że się nie da. Te z agencji będą kosztować kilkadziesiąt USD (60-100 USD) i na paro osobową rodzinę robi się spory koszt.

- DODATKOWE WSKAZÓWKI

By spontanicznie decydować się na podróżowanie po obcym kraju, obecnie warto mieć dostęp do internetu. O ile my nie mieliśmy niemalże żadnego problemu z silnym WiFi w miejscach noclegów, tak są tacy, którzy musieli zakupić kartę pre-paidową, by móc z niego swobodnie korzystać na miejscu. Do zakupu doładowania oczywiście koniecznie jest zakupienie karty z numerem, a to wiąże się jednorazowo z wyższym kosztem. W całokształcie nie są to duże wydatki, ale również należy być czujnym i wypytać o ważność doładowania, internet w GB.

- Na Dominikanie warto chronić swój żołądek przed tą egzotyczną kuchnią. Jako że my niemalże cały pakiet aktywnych szczepień jeszcze posiadamy, zatem nie interesowaliśmy się tym szczególnie. Na co dzień staraliśmy się pilnować podstawowych zasad higieny, używając do mycia zębów czy owoców wody pitnej, a kupowane butelki w sklepie warto "zbadać" pod kątem nieotwartej wcześniej zakrętki. Podstawowe środki medyczne na niespodziewane sytuacje żołądkowe zawsze warto mieć ze sobą. W przypadku insektów, wybór sezonu suchego załatwia nam temat, bo wtedy ich niemalże nie ma w ogóle, a jeśli nawet to oczywiście ichniejszy spray na owady będzie lepszy od naszego z supermarketu. Moskitiera w czasie snu również rozwiązuje problem.

- Pamiętajcie o przejściówce do kontaktu typu brytyjska oraz upewnijcie się, że sprzęt, który ze sobą bierzecie podłączy się pod nią. My wzięliśmy odpowiednią, ale pasowała jedynie do telefonu komórkowego. Dla zapominalskich można takową zakupić w rozsądnej cenie na miejscu.

Fot. Pierwsze chwile na Dominikanie, Punta Cana 2018.

PUNTA CANA

To jeden z kurortów Dominikany, do którego zlatują się turyści z całego świata, spędzają w swoich paro gwiazdkowych hotelach z opcją all inclusive od tygodnia do dwóch  wakacji i wracają do domu, nie mając tak naprawdę możliwości poznania wyspy poza murami swojego bezpiecznego azylu. Poczucie bezpieczeństwa potęgują obrazki stojącego  na terenie bądź okolicy hotelu ochroniarza z bronią palną, niejednokrotnie wypowiadane zdania, że poza hotelem jest niebezpiecznie a w kurorcie turysta ma wszystko, czego potrzebuje, nawet kuchnię ze swojego kraju, ma swoją prywatną plażę (do której czasami nie ma nikt spoza gości hotelowych dostępu) i każdy kłania mu się w pół. Taka forma wypoczynku zdecydowanie nam nie odpowiadała.

KURORT CZY KLIMATYCZNY APARTAMENT?

Tydzień przed wylotem z Polski zarezerwowaliśmy sobie apartament w Villa Art Dominicana w Bavaro (willę jak i dzielnicę bardzo polecamy), w odległości 300-400  m do morza oraz plaż, na których mogliśmy się kłaść bez żadnych oporów. Nikt nas z nich nie przeganiał ani krzywo nie patrzył. Oczywiście można było korzystać jedynie  ze swoich ręczników, ale pod palmą i jej cieniem mógł zasiąść każdy.  Na początku brakowało nam tu owoców czy sprzedawców kręcących się po plaży z zamiarem ich sprzedaży poza naganiaczami na oferty wycieczkowe i par młodocianych  zachęcających do zdjęć ze zwierzakami jakie trzymali na rękach czy barkach (papugę ara, małą małpką kapucynkę i iguanę). Z drugiej strony, będąc w otoczeniu hoteli all inclusive, gdzie goście mają nieustająco dostęp do jedzenia, takich jak my było prawdopodobnie garstka.

Z poszukiwaniem dobrych cen w sklepach (pod turystów) czy restauracjach (bo te nad morzem oferowały np. owoce morza ok 100 USD za talerz (???) musieliśmy uzbroić się w cierpliwość, dlatego daliśmy sobie zapas 3 dni na zorientowanie się w otoczeniu, by na spokojnie móc organizować dalszy rekonesans wyspy. Pierwszy dzień, przy zmianie  czasu i klimatu się nie liczył. Padliśmy jak betki po przyjeździe z lotniska. Mimo że wszystko w sumie poszło sprawnie, bo na poczekalni taksówkowej czekał na nas transfer zamówiony wcześniej mailowo w hotelu.

OKIEŁZNAĆ OTOCZENIE

Obsługa hotelu była połowicznie anglojęzyczna, ale stuprocentowo pomocna w organizacji dalszej części pobytu na Dominikanie. Śniadania w Art Villa Dominicana, mimo  skromnych i małych słodkich porcji, w takim klimacie były wystarczające i sycące. Dwa dni lenistwa na całkiem spokojnych plażach (nie tłocznych, spokojnych) pomogły nam zregenerować siły i po trzeciej dobie jechać (również z transferem z hotelu) na dworzec autobusowy w kierunku Półwyspu Samana. Tutaj, mimo ponad godzinnej rezerwie czasowej do wyjazdu, niestety nie załapaliśmy się na autobus do Santo Domingo (stolicy Dominikany), przez które odbywał się transport do Samany. Plusem 3-godzinnego oczekiwania było: klimatyzowana przestrzeń poczekalni, okoliczny sklepik, gdzie za niską cenę i w ogóle można było zakupić empanady (bo nigdzie w naszych okolicach podczas późniejszego pobytu nie mogliśmy ich kupić, a bardzo je lubiliśmy) oraz poznanie chłopaka z Warszawy, z którym złapaliśmy wspólny język (taka znajomość, która rzadko wpada w głowę i naprawdę sympatycznie spędza się czas). Dzięki Kamilowi czas szybciej nam zleciał, poziom jego hiszpańskiego (po Iberystyce) ułatwiał wszelkie rozmowy, negocjacje i ustalenia a później wspólny dojazd taksówką z przystanku w Santo Domingo do bezpieczniejszej turystycznie Zona Colonial i spacer przez deptak do  hoteli położonych zaledwie parę metrów od siebie, spowodował że spędziliśmy w stolicy ze sobą wieczór i mieliśmy w planie spotkać się jeszcze któregoś innego dnia na Dominikanie. Warszawiak planował jechać do Las Terrenas, gdzie w ramach wymiany barterowej (praca za nocleg i wyżywienie) miał spędzić miesiąc. Niestety nie udało nam  się spotkać po raz kolejny właśnie ze względu na ową pracę, którą musiał jak najprędzej wykonać.   

Fot. Punta Cana, Santo Domingo 2018.

SANTO DOMINGO

Stanowiło dla nas miasto przelotowe pomiędzy Punta Cana a Półwyspem Samana. O ile drogi na Dominikanie na pewno z każdym rokiem rozwijają się, tak od północy do półwyspu ciężko się jest dostać bez dobrego auta i na pewno większej pewności na tutejszych drogach. Dodatkowo przeprawa przez Zatokę Samana jest równoznaczna z pogodzeniem się z faktem, iż wody bywają tu bardzo niespokojne a przeprawa odbywa się jedynie publicznym, gorszej jakości, statkiem. A przynajmniej takim, na którym każdą falę odczuwa się dużo mocniej i dla wrażliwych żołądków lub stresujących się dużymi falami osób taki rejs nie jest wskazany. My mieliśmy na uwadze przede wszystkim  nasze dziecko. Wakacje mają być przyjemne a nie stresujące.

TRANSPORT PRZEZ WYSPĘ

Nowoczesne autobusy linii Expreso Santo Domingo Bavaro kursowały co 2 godziny z Punta Cana do Santo Domingo, skąd mieliśmy z nowego dworca zlokalizować kolejny transport do Las Galeras na północy kraju i krańcu samego Półwyspu Samana. Przejeżdżając przez stolicę, uznaliśmy, że warto zatrzymać się w niej choć na chwilę, by zobaczyć coś więcej niż tylko egzotyczne plaże i tropikalną przyrodę. Niejedna osoba przez i po powrocie z Dominikany zadała mi pytanie „A czy coś w ogóle jest tam do zobaczenia? Czy nie będzie nudno?” Myślę, że 2 tygodnie wakacji to niezbyt długi czas na odpoczynek, zwiedzanie takiego kraju na własną rękę, co niesie za sobą wiele innych obowiązków (często prozaicznych), na które nie jesteśmy skazani w hotelach all inclusive, gdzie wszystko mamy podane na tacy, powoduje, że czasu na nudę nie ma zbyt wiele. Samo wynalezienie noclegu, orientacja w terenie, sklepach, organizacja posiłków oraz opcji przemieszczania się po wyspie a potem w określonym miejscu stanowi element poznawczy, który bynajmniej nudny i krótki nie jest.
 
Podróż całkiem ekskluzywnym autobusem, z TV (i hiszpańskojęzycznym filmem) minęła szybko i przyjemnie. Okazało się, że przystanek autobusowy w stolicy jest gdzieś przy ciemnej ulicy a otoczenie na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo slumsowe. Nie mija chwila jak dopadają nas taksówkarze strasząc niebezpieczną dzielnicą oraz cenami za  przejazd do Zona Colonial, jakby się urwali z choinki. Moja pierwsza butna odpowiedź brzmi, że wątpię w to niebezpieczeństwo i za taksówkę dziękujemy (bo w międzyczasie Krzysiek z Kamilem uznali, że idziemy do naszych miejsc noclegowych na piechotę). Podczas gdy ja pilnowałam plecaków i Julka, chłopcy negocjowali cenę przejazdu. Ponownie wyszło, że w kupie raźniej i taniej a i negocjować się da.  Pomocne również okazały się 2 kwestie: dostęp do aplikacji maps.me, która działa jak GPS , lecz offline i pomaga zlokalizować nawet najmniejszą uliczkę na całym świecie a nią właśnie dysponował nasz nowy kompan. Jedyna konieczność to ściągnięcie jej online równocześnie z mapą kraju, w którym się znajdujemy.

Drugą istotną informacją jest fakt, że tylko na terenie Santo Domingo funkcjonuje Uber, a to miła informacja dla tych, którzy faktycznie za możliwość skorzystania z płatnego przejazdu nie chcą wydać całych swoich wakacyjnych oszczędności. Oczywiście w tym przypadku trzeba mieć dostęp do internetu a tu zdajemy się na dostępne w okolicy wifi (co może być trudne), bądź wykupujemy na Dominikanie kartę pre-paidową (z opcją dostępu do internetu za ok. 50 zł na ok. 3 tygodni – tu wszystko zależy od oferty, na jaką trafimy). Z ubera skorzystaliśmy dnia następnego chcąc dostać się z hotelu na dworzec, z pomocą recepcjonisty hotelu. I dobrze wyszło, bo porozmawiał z kierowcą samochodu, dogadali się odnośnie bezpiecznej dostawy nas na autobus. Dodatkowo okazało się, że dogodniej nam będzie jechać na Samanę spod Santo Domingo, bo stamtąd faktycznie transport odbywał się częściej i w tym przypadku również ledwo podjechaliśmy pod wskazane miejsce a już autobus odjeżdżał biorąc nas do środka niemalże w biegu. Przejazdy na obu odcinkach (Punta Cana-Santo Domingo i Santo Domingo-Samana kosztowały po 400 dominikańskich pesos na głowę (czyli ok 35 zł) i dziecko, ze względu na zajmowanie miejsca również płaciło pełną kwotę.
 

ODKRYWAMY STOLICĘ

W Santo Domingo taksówkarz na nasze życzenie wysadził nas w okolicach Parque Independencia, skąd już na piechotę, ze wspomnianą aplikacją zlokalizowaliśmy nasze lokum.  Dreptaliśmy po tętniącym życiem głównym deptaku Zona Colonial, gdzie już obiecaliśmy Julkowi wrócić w celu zakupów pamiątek z tego kraju. Zarejestrowaliśmy się w hotelu, zdobyliśmy parę kolejnych, istotnych wskazówek na dalszą część podróży od recepcjonisty TAU Casa Reyes (który charakteryzował się dużą chęcią pomocy i znajomością języka angielskiego na wysokim poziomie), i po szybkim prysznicu spotkaliśmy się z Kamilem, by udać się do centrum Zona Colonial. Mieliśmy  do niego dosłownie 5 minut piechotą. Brzuchy nie dawały spokoju i najpierw należało zapełnić je jakimś ciepłym, nie bułkowym posiłkiem. Potem pozostało nam przechadzać  się po kolonialnej dzielnicy, która z każdą godziną coraz bardziej zapełniała się turystami, miejscowymi, gwarem, muzyką i ogólnie bardzo pozytywną atmosferą. Ta dzielnica była chyba jedyną z nielicznych miejsc, po której świadomie można było kręcić się do późnych godzin wieczornych i było to bezpieczne. Otoczona murami Fortaleza  Ozama Zona Colonial sprawiała wrażenie, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Pomnik Krzysztofa Kolumba przypominał, kto wyspę odnalazł:).
 
Na deptaku roi się od sklepików z pamiątkami, większych czy mniejszych restauracji, handlarzy z wszelakim rękodziełem oraz marketów, gdzie można zakupić jakieś spożywcze przekąski a nawet pobrać gotówkę z bankomatu. Dla nas jeden wieczór w stolicy był wystarczający. za bardzo się nie obkupiliśmy, ale nacieszyliśmy oczy tutejszymi świecidełkami. Kamil chcąc nie chcąc został poderwany przez rubaszną sprzedawczynię jednego takiego kramiku, wymienili się numerami telefonów, w celu - jakoby - nauki tańca latynoskiego nazajutrz. Julek wyjątkowo się interesował czy do spotkania doszło, bo bardzo sobie Kamila upatrzyła jako kompana, mimo że o ok. 20 lat starszego:).

Po głośnej nocy (za sprawą głośno chodzącego wentylatora czy  jakiegoś innego urządzenia poza pokojem), wstaliśmy o świcie, czekając z utęsknieniem na pyszne i obfite śniadanie, by za chwilę pędzić uberem na przystanek autobusu  korporacji Santa Cruz. Odcinek od hotelu był odległy a rachunek wyniósł zaledwie 440 RD (ok. 40 zł, więc  nieźle).

Fot. Santo Domingo, Punta Cana przed wylotem do kraju 2018.

Jeden wyjeżdża do ciepłych krajów po egzotykę, inny po doświadczenia na odmiennym lądzie, a jeszcze inny po słońce. Jeśli z jakiegoś powodu nie możecie sobie na nie pozwolić, PAMIĘTAJCIE o suplementacji witaminą D. To takie magiczne słońce w kapsułce. Niestety w Polsce cierpimy na deficyt słońca, a witaminy D potrzebujemy wszyscy! Ja odnalazłam ostatnio ciekawą, wegańską formułę "serwowaną" w niesamowicie luksusowej oprawie. Zachęcam do zapoznania z marką, jak i artykułem o niedoborach tej złotej witaminy.

10 komentarzy

  • Asia
    Asia środa, 30 styczeń 2019

    Ewa, z tymi szybami to nam trochę na Dominikanie mieszkańcy podpowiedzieli. Palącego słońca niemalże tam nie doznaliśmy:) no ale to taka ciekawostka.

  • Asia
    Asia środa, 30 styczeń 2019

    Anita, na pewno są miejsca, w których jest więcej atrakcji nieprzyrodniczych, ale to wszystko zależy od tego, ile masz czasu na podróżowanie, jaki masz cel, kiedy się to wydarza. Ale oczywiście kłamstwem byłoby stwierdzenie, że na Dominikanie nie ma nic poza plażami.

  • Ewa
    Ewa poniedziałek, 28 styczeń 2019

    Byłam w Domibikanie na własną rękę prawie dziesięć lat temu i była tp super przygoda nawet z łamanym hiszpańskim :) ludzie serdeczni i pomocni!

    A co doc ciemnych szyb w samochodach - ani postrach, ani luksus tylko ochrona przed palącym słońcem ;)

  • Anita
    Anita poniedziałek, 28 styczeń 2019

    Słyszałam wiele negatywnych komentarzy na temat Dominikany, w tym taki, że oprócz bajecznych plaż nie ma tam nic innego do zwiedzania. Jak widać mylili się co poniektórzy :-) mam nadzieję, że już wkrótce przydadzą mi się wasze porady :-)

  • Asia
    Asia środa, 23 styczeń 2019

    Haha, wystarczy zamroczyć się tą egzotyką, bez wsparcia santo libre i cygar:)

  • Łukasz
    Łukasz środa, 23 styczeń 2019

    Bajecznie. Zastanawiam się, czy Nie rzucić wszystkiego i nie jechać na dominikanę. Tam pić santo libre i palić cygara. ;-)

  • Asia
    Asia wtorek, 22 styczeń 2019

    Wszystko zależy oczywiście od podejścia. My zjechaliśmy Amerykę Płd. i trochę Centralnej po pół roku nauki języka hiszpańskiego w domu. I nie była to intensywna nauka:). Jakiekolwiek próby są milej widziane i zwiększają komfort własny.

  • sekulada.com
    sekulada.com wtorek, 22 styczeń 2019

    Wycieczka wygląda na udaną. Nigdy nie myślałem o Dominikanie, ale skoro tak zachwalacie To może warto się zainteresować. Zastanawia mnie tylko ten Potęgi Klucz. Znam hiszpański (z Hiszpanii) bardzo dobrze, aczkolwiek trochę powątpiewam w to, że znajomość akurat tej odmiany może zapewnić nam super dogadanie się w krajach Ameryki Południowej czy Środkowej. Także zapewne, żeby dogadać się z lokalsami trzeba byłoby opanować tamtejszą odmianę. :D

  • Asia
    Asia poniedziałek, 21 styczeń 2019

    Dzięki Magda.
    Faktycznie, coś się zaczęło dziać dziwnego z komentarzami:)

  • Madzia WT
    Madzia WT poniedziałek, 21 styczeń 2019

    Dominikana to nie jest kierunek dla mnie, aczkolwiek z przyjemnością czytam wpisy z dużą dawką informacji praktycznych. Lubię to! :)

    PS. To nie ja zaczynam każde słowo z wielkiej litery, to jakiś błąd na stronie. ;) :D

Leave a Reply

Your email address will not be published. HTML code is not allowed.