Spędzając weekend w Mszanie Dolnej, czyli na obszarze Beskidu Wyspowego nie mogliśmy odmówić sobie zdobycia kolejnego szczytu z Korony Gór Polski.
Od niespełna roku bujałam się z chorym kolanem, z bólem odpuszczając sobie jakiekolwiek górskie szczyty.
Gdy pogoda utrudnia zdobywanie wyższych partii Tatr, nie pozwala nam na to kondycja fizyczna, lubimy przechadzać się po szlakach górskich bardziej rekreacyjnie, bądź towarzyszą nam mniejsze dzieci czy seniorzy, warto - będąc już wśród tych niesamowitych szczytów - wybrać sobie trochę mniej wymagające szlaki.
W końcu padł pomysł zdobycia Giewontu w babskim gronie. Sama do tej pory nie miałam okazji się tam wdrapać, ale ten pomysł wczesną jesienią 2021 bardzo przypadł mi do gustu.
Minął rok w moim przyjacielskim składzie dziewcząt, w którym to obiecałyśmy sobie coroczne zdobywanie chociaż jednego szczytu z Korony Polskich Gór. Zapowiadał się piękny, ostatni październikowy weekend w Polsce. Później w końcu miała o sobie dawać znać zimniejsza odsłona jesieni bądź początki zimy.
Jeśli jeździmy w góry to raczej wysokie. Wyjątek stanowiły Łysogóry, których zdobycie warunkowane było wejściem z dzieckiem a drugim razem z dziadkami seniorami. W Mały Beskid trafiliśmy trochę z przypadku, gdy spontanicznie okazało się, że musimy zorganizować jakiś fajny tygodniowy wyjazd w okresie letnim, z babcią Julka, która na co dzień piechurem nie jest a i nigdy nie miała okazji spędzić czasu w jakimś luksusowym hotelu spa.
Zawsze wracam tu z ogromnym sentymentem. Majówka w Polsce trafiła się iście wakacyjna i nie jeden, który wyruszył w Europę psioczył, że w kraju ma ładniej, a marznie w Hiszpanii, Anglii czy we Włoszech:).
Lubię wracać w stare zakamarki a te stały się dla mnie wspomnieniem, gdy w Zawoi (najdłuższej polskiej wiosce) spędziłam swój pierwszy romantyczny weekend z Lisem (jeszcze wtedy moim chłopakiem:).
Szklarska Poręba wzbudziła we mnie zachwyt od pierwszego wejrzenia, kiedy pojawiłam się tam z Lisem kilkanaście lat temu. Mimo znikomej radości z narciarstwa to tu stawiałam jedne z pierwszych poważnych kroków na nartach i tu również na nartach poważnie się wywróciłam. Mimo gorszych doświadczeń chciałam kiedyś odwiedzić ten górski kurort latem, widząc plusy pięknych krajobrazów, z nadzieją na długie piesze wycieczki. I latem pojawiliśmy się tu, gdy byłam w 7-mym miesiącu ciąży i wtedy o trekkingach mogłam jedynie pomarzyć. Trzeba było tu wrócić kiedy indziej.
Podnieśliśmy sobie poprzeczkę. Koniec z mazgajstwem! Czas na poważny szlak, taki parogodzinny. Cel: Małołączniak (2096 m n.p.m.) oraz przejście graniami przez Kondracką Kopę, Przełęcz pod Kondracką Kopą oraz Goryczkową Czubę aż do Kasprowego Wierchu (1987 m n.p.m.), (...)