- O mamo, spójrz! Kubełek na plażę dla dorosłych. - Powiedział nasz syn, który już wiedział, że na spożywczych stoiskach dorośli mogą zakupić takie cudo dla siebie i niekoniecznie muszą się tym bawić w piasku:). Tak, ten pomysłowy wynalazek można ujrzeć na wielu wyspach, a im bardziej one imprezowe, tym jest ich więcej. Na Phi Phi roiło się od nich. Owy kubełek stanowił pewnego rodzaju indywidualny drink, gotowy do przygotowania po wskazaniu przez klienta swojego wyboru. Nie wpadłabym na to, gdyby nie para Rosjan tuż obok mnie zamawiająca owego drinka. Ekspedientka sięgnęła po "wybór", wyjęła mini-buteleczki (np. wódka, redbull czy cola z rumem), nasypała kruszonego lodu, wlała zawartość buteleczek i dorzuciła parę słomek. I z tak przygotowanym mega-drinkiem szło się na plażę, czy gdzie tam się chciało go spożywać.
Nieustająca dyskoteka
To, że Phi-Phi jest droższa, gwarna, zapełniona młodymi turystami i jest "wisienką na torcie" wszystkich tajlandzkich wysp wyczytaliśmy w wielu miejscach sami a i potwierdzały to różne agencje turystyczne na miejscu. Lecz, że jest aż tak imprezowa, poznaliśmy na własnej skórze już po pierwszej nocy. A właściwie dokładnie poznały to nasze uszy, którym nawet korki nie stłumiły plażowego dudnienia dochodzącego z paru dyskotek na raz do późnych godzin nocnych.
- Tam wysoko hałas nie powinien tak doskwierać, ale będzie głośniej na pewno. - Szczerze przedstawiła sytuację recepcjonistka resortu wybranego przez Lisa pierwszego dnia po dotarciu na wyspę. Jak teraz pomyślę, to nie wiem, czy na Phi Phi istnieje zakątek, do którego choć trochę te odgłosy by nie docierały. W nocy echo jest silniejsze.
WYBÓR ODPOWIEDNIEGO MIEJSCA NOCLEGOWEGO
W Tajlandii kontynuowaliśmy nasz sprawdzony sposób wyboru najlepszego dla nas lokum poprzez samodzielne schodzenie paru miejsc już na miejscu. Lisu zostawiał nas z Julem gdzieś w określonym miejscu (tym razem była to restauracja, w której raczyliśmy się wczesnym obiadem), a sam udał się na rekonesans wyspy. Po półtorej godzinie wrócił usatysfakcjonowany. Teraz czekało nas tylko przebrnięcie przez wąskie uliczki utkanej sklepikami, knajpami, salonami masażu czy tatuażu Phi Phi, targając niewygodne bagaże na drugi jej koniec. Gdy zlana potem zobaczyłam napis wskazujący na nasz resort, a potem niekończącą się linię schodów do nieba, prawie siadłam zrezygnowana. Na Phi Phi nie ma samochodów, motorów czy taksówek. Jest coś w zastępstwie - rowery i wielki metalowy wózek "taxi" ciągnięty przez wynajętego "kierowcę". Dzięki temu ostatniemu nasze kilkudziesięciokilowe bagaże trafiły na najwyższe szczeble wzgórza resortu. Ale gdy już wyszłam na balkon naszego kolorowego bungalowa, włosy owiał mi przyjemny wiatr (który tu wyżej był wyczuwalny i nasilony od południa) i ujrzałam widok na zatokę z ogromnym odpływem (o tej porze dnia), byłam wniebowzięta. Lisu spisał się na medal!
Phi Phi była naszą ostatnią wyspą przed powrotem do zimnego kraju, więc jej uroki staraliśmy się w pełni wykorzystać. Chociaż jako rodzice parolatka nie mogliśmy sprawdzić w 100% imprezowości miejsca:). Musiał nam wystarczyć popołudniowy widok ledwo oddychających Europejczyków (bo rano kładli się dopiero spać:), zataczających się "wczorajszych" typów, skryte rozmowy przy piwie o nocnych wydarzeniach no i ta muzyka do późna, która utrudniała zasypianie.
Relaks pełną piersią
Przez napływ Zachodu, sklepiki jakby prezentują towar z wyższej półki, więc ten kto nie może skorzystać z nocnych eskapad, "nieprzebawione" pieniądze może przeznaczyć na jakiś fajny "shopping" (oczywiście jeśli wcześniej nie zdążył się jeszcze obkupić w Bangkoku). Tym razem to była moja domena i przyjemnie mi było stracić na to parę godzin:).
PLAŻOWANIE, BASEN, KULINARNE UCZTY, PIĘKNE KRAJOBRAZY ...
Gdy plażowanie mocno dawało w kość, a właściwie w skórę i nawet próby chłodzenia nie dawały oczekiwanego rezultatu, pozostawały chłodniejsze wody naszego resortowego basenu oraz cień niejednej smakowitej restauracji. Musieliśmy naładować nasze "smakowite" akumulatory na dłużej, bo kuchnia tajska faktycznie stała się naszym kulinarnym faworytem.
Wieczorami zachwycaliśmy się spektakularnymi zachodami słońca nad zatoką, spacerowaliśmy po jej prawie suchych terenach (odpływ zabierał wody z jej połowy), Julek po raz kolejny studiował "Gdzie jest Nemo", by lepiej zrozumieć podwodny świat, którego jeszcze samodzielnie nie mógł doświadczyć:).
Sprawdź jak tu trafiliśmy oraz zajrzyj na inne wyspy Tajlandii, które odwiedziliśmy podczas miesięcznej podróży po niej.
Fot. Koh Phi-Phi z dzieckiem (2014)