Spaliśmy do oporu. Dziś rozpoczynaliśmy 3-dniowy powrót do Mississauga pod Toronto. Nasz półroczny urlop się kończył, jak i ostatnie chwile w Nowej Szkocji. Przedłużono nam dobę hotelową, zatem Pleasant Bay opuszczaliśmy około południa. W Cheticamp, jak u siebie, zrobiliśmy zakupy na drogę.
POWRÓT Z NOWEJ SZKOCJI DO TORONTO
Przez 2 wieczory jazdy, niebo dawało tak niesamowite show odcieni granatu i żółci, że nie mogliśmy oderwać oczu od szyb auta. Z sentymentem zatrzymywaliśmy się na posiłki w Timie Hortinsie (na zupę lub kawę) i pruliśmy dalej. Pierwszą noc spaliśmy gdzieś w okolicach Fredericton, w tańszym motelu za 80 CAD (??), nad jakimś jeziorem a drugiej nocy tuż pod Ottawą w obskurnym hotelu, w którym strach było gołą stopą stanąć na dywanie. Ale chociaż nie wydaliśmy fortuny i serwowano pyszne śniadanie.
Po dość nużącej podróży, za oknem pojawił się Montreal. Marcin polecał nam zobaczenie tego miasta, był nim zachwycony. Ale my już nie mieliśmy czasu, chęci i siły na miasto. Samo przedzieranie się przez nie było dość stresujące, gdyż mocno trzeba było nadwyrężyć wzrok, by nie ominąć interesujących nas drogowych oznaczeń i zjazdów na Toronto. Wjechaliśmy w środek wielkiego miasta i orientacja w terenie stanowiła nie lada wyczyn. Ale się udało.
W Mississauga byliśmy według planu dość wcześnie. Zrobiliśmy ostatnie drobne zakupy do domu Marcina, oddaliśmy samochód do myjni i napełniliśmy bak. Późnym popołudniem zajechaliśmy pod dom dawnych sąsiadów. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszych dni uwieńczających naszą piękną podróż, jak i ostatnich dni w Kanadzie. Przyjęcie, jakie zgotowali nam sąsiedzi z mojej rodzinnej wioski było typowo polskie, ciepłe i serdeczne. Przed wylądowaniem w Polsce, poczuliśmy się jak w domu z własną rodziną:).
Tym razem, poza Marcinem, była cała jego familia, łącznie z bratem Łukaszem. Gdy rozmowy rozpoczęły się od popołudnia naszego powrotu z Nowej Szkocji, tak kontynuowały się przez cały nasz pobyt w Mississauga. Wspominaliśmy innych sąsiadów, wydarzenia z dzieciństwa. Nasi rodacy nie przestali tęsknić za swoją ojczyzną. Śniadania, kolacje i obiady były prawdziwym rarytasem kulinarnym, aż ciężko było odejść od stołu.
Następnego dnia pani Ania (mama Marcina) poszła do pracy dając wytyczne mężowi, co do gościny:). I na nowo po pysznym śniadaniu, na stole wylądowały potrawy z grilla przygotowane przez pana Krzysztofa. Ze smutkiem żegnaliśmy się z naszymi gospodarzami. Marcin odwiózł nas na lotnisko.
Co jest symbolem Kanady, poza liściem klonowym? Chyba właśnie łoś:)
WITAJ POLSKO!
Lot odbywał się w nocy. Wyruszaliśmy przy czarnym kanadyjskim niebie i gdy ledwo co skonsumowaliśmy kolację, zasłonięto nam okna, nie minęła godzina, by na nowo je nam odsłonięto, wybudzając po krótkiej drzemce i podając śniadanie. Było to mocno nierealne, oczy szczypały z niewyspania. Organizm musiał powoli przyzwyczajać się do zmiany czasu.
Niestety, bądź stety, w Londynie czekało nas długie oczekiwanie na drugi lot do Polski, więc skorzystaliśmy z ok. 6 godzin przerwy, by nieprzytomnie zalec na siedziskach poczekalni. Obserwując lądujące i startujące samoloty, znowu zachwycaliśmy się, tym razem brytyjskim, niebem. Nie chcieliśmy już dłużej czekać. Pragnęliśmy zobaczyć bliskich.
O emocjach po wylądowaniu nie muszę pisać. Były ogromne i tylko ci, którym po policzkach spływały łzy, wiedzą o czym mówię. Były to łzy euforii, szczęścia a z mojej strony również smutku, że nasza przygoda właśnie dobiegła końca.
Pozostało nam od teraz marzyć o kolejnej, w nadziei, że to marzenie nie. Będzie odległe. Bardziej świadomi i nieustraszeni:), z wiarą w marzenia, które się spełniają, jak się ich tylko bardzo pragnie. Wiedzieliśmy, że świat stoi otworem, nie jest straszny, jeśli tylko chce się go lepiej poznać.
Trzymajcie kciuki za nasze dalsze podboje a my trzymamy za Wasze marzenia!
Fot. Powrót z Nowej Szkocji do Toronto i do Polski (2009).
A wy marzycie o długiej podróży? Jakie kierunki interesują Was najbardziej?