Podczas gdy ja starałam się doprowadzić swoje ciało do porządku przy porannej higienie, w zimnej od buchającego przez wybitą szybę powietrza łazience, w której dodatkowo z kranu leciała jedynie mroźna woda, Lisek poszedł na miasto w poszukiwaniu innego noclegu. Byłam już pewna, że musimy zmienić hostel.

maj 06, 2009

MACHU PICCHU!!!

- Nazwa Machu Picchu oznacza = stara góra, Wayna Picchu (ta najwyższa i najbardziej charakterystyczna na wszystkich folderach reklamujących Zaginione Miasto) to młoda góra. Miasto zostało odkryte przez Amerykanina, który zszedł tutejsze góry właśnie w poszukiwaniu Zaginionego Miasta Inków, o którym usłyszał na zjeździe historycznym w Santiago de Chile w 1911 r. Gdy dotarł w te tereny, zamieszkiwane były tylko przez dwie rodziny, które za pieniądze pomogły odnaleźć Machu Picchu porośnięte wtedy dżunglą.- Trochę historii przekazanej z ust Fabiana.

Powtórka z rozrywki: pobudka o świcie, herbata z koki w plastikowym kubku przed „drzwiami” namiotu oraz sycące i przepyszne śniadanie. Tym razem był to omlet z karmelem i bananem. Trochę zaskoczyła nas informacja, że po przejściu pierwszych czterech godzin czwartego dnia trekkingu, po porze lunchowej czeka nas przejęcie bagaży na własne barki. Nikt nie poinformował nas o tym przed rozpoczęciem wycieczki a dużo detali pojawiało się w trakcie jej trwania.

Po „mate de coca”, która znów w gorącym kubku oczekiwała przed naszym namiotem, pysznej jajecznicy i musli ruszyliśmy w drogę w kierunku wioski La Playa. Tam czekał nas lunch i samochód wiozący do kolejnego campu. Dziś miało być łatwo, bo tylko pięć godzin trekkingu. O świcie żegnaliśmy wioskę, w której spało się cudownie. Widok tulących się „zakochanych” koni oraz rozbrykana czarna świnia, jakby żegnająca przybyszy, wywołały uśmiech na wszystkich twarzach.

Wybudziliśmy się po piątej rano. Powtórka z rozrywki, bo na wysokości ciężko spać. Przed namiotem czekały już na nas kubki gorącej orzeźwiającej „mate de coca”. Nieprzytomnie wylegliśmy na zewnątrz, by rozejrzeć się po okolicy. Dookoła rozprzestrzeniał się magiczny i tajemniczy krajobraz wstającego dnia.  Z gór schodziła mgła przyjmująca odcienie wschodzącego słońca – kolory różu i fioletu.

Nadszedł oczekiwany przeze mnie i wymarzony dzień naszej wyprawy. Ruszaliśmy właśnie w pięciodniowy trekking uwieńczony odkryciem Machu Picchu. Coś, co śniło mi się nie raz by doświadczyć, właśnie się spełniało.